Podczas tegorocznej edycji Polboat Yachting Festival, prezentowaliśmy na scenie laureata nagrody im. Leonida Teligi i jego książkę. Autor nie był z nami niestety podczas tej uroczystości, jednak udało się później zadać mu kilka pytań.
Zdjęcia: Mat. Archiwum Państwowe
Tekst: Wywiad redakcji Nowezagle.pl

Rozmowa z Aleksandrem Łąckim laureatem Nagrody im. Leonida Teligi za 2024 r. autorem biografii „Wagner. Pierwszy Polak, który opłynął Świat pod żaglami”.
NŻ: Dlaczego Władysław Wagner nie trafił na karty podręczników historii?
Aleksander Łącki: – Gdy w 1939 r. Wagner wracał do kraju, po wielkiej podróży, wybuchła wojna. Dlatego nie został „unarodowiony”: nie witały go tłumy, nie było hymnu, wywiadów, władz, odznaczeń. Tego zabrakło. Potem przyszedł czas na wrogi „sanacyjnemu żeglarzowi” PRL i wreszcie obojętną mu III RP. To wszystko sprawiło, że jego nazwisko nie przebiło się do świadomości zbiorowej, i pozostał nieznany. To konsekwencja tego, że po 1989 roku, nikt się skutecznie nie zajął popularyzowaniem wielkiego żeglarza. Może był zbyt skomplikowany, a poza tym jego życie wciąż jest tajemnicze, czyli wymaga od badacza trudu odkrywania. Potrzeba było nowej narracji i taką próbę podjąłem.
A może nad Wagnerem zawisła „klątwa Zorzy”?
– Nie lubię tego wątku jego biografii. Po prostu uważam, że przepłynięcie świata w tak nieprawdopodobnych warunkach, bez pieniędzy, ze zmieniającymi się załogami, z budowaniem Zjawy II i tej doskonałej- „ekwadorskiej”, ten jego upór, by płynąć dalej, choć walczył z „pokusą horyzontu”, stanowią nieprawdopodobną i unikalną wartość dla społeczeństwa. Przecież te siedem lat tułaczki, chorób, niewygód, tęsknoty za rodzicami i rodzeństwem, ciągłe proszenie o pieniądze, znosił dla Polski. Bez względu na konsekwencję chciał dalej wieźć biało-czerwoną na krańce Świata… „Po co ta walka, jaki był cel. Skradzionych 50 lat. Czy warto było czerwień i biel wozić przez cały Świat?”- jak śpiewa bard morski Arek Wlizło w najnowszej swojej piosence dedykowanej Wagnerowi.
Ale co z tą Zorzą?
– Chcę tylko powiedzieć, że mamy takiego superbohatera, genialnego konstruktora jachtów, budowniczego lotnisk- z wykształceniem sześciu klas gimnazjalnych i zamiast go hołubić, promować, uczyć o nim młodych, to wciąż są ludzie, których interesuje tylko to, czy ukradł tę pierwszą żaglówkę. Może zajmijmy się tym, dlaczego w Polsce jeszcze nie powstał o nim film fabularny? Gdyby Wagner był Amerykaninem, już dawno cały świat, po obejrzeniu serialu, byłby zachwycony tym niemal herosem. Tymczasem wciąż są żeglarze, którzy potrafią rozbierać to zagadnienie na czynniki pierwsze, mielić stare zarzuty, przytaczać wyświechtane opinie, by i tak na koniec przypisać Wagnerowi niecny czyn. Mimo, że nie mają: dowodów! Są przypuszczenia, niezweryfikowane sądy i nieczytelne zdjęcia. Na ich podstawie, po prostu bałbym się podtrzymywać tę wrogą Wagnerowi narrację. Rozstrzygając: oburzony i dotknięty do żywego Żeglarz twierdził, że pierwszy etap rejsu odbył własną Zjawą. Był zadziwiony, że nikt z kraju nie spytał go, jak to było. Przecież adres jego był znany, poczta funkcjonowała. Dla czołowych publicystów morskich PRL nawiązanie z nim kontaktu, nie stanowiło problemu. Więc dlaczego tego nie zrobili? Zawiść, zlecenie polityczne? A przecież komisja historyczna i zarząd PZŻ wydały pod koniec lat osiemdziesiątych oświadczenia potwierdzające wersję Wagnera. Wreszcie było „śledztwo kpt. Pieńkawy”, które doprowadziło go do takich samych wniosków. No i Anna Rybczyńska apologetka Wagnera, która w ostatniej książce stanęła po stronie tych, którzy zarzucali mu kradzież, nie przedstawiając jednak dowodów. Szczegółowo opisuję kwestię tej „podmiany bez zgody właściciela” w mojej książce. Dotarłem do niepublikowanej korespondencji i starannie przeanalizowałem cały spór. Zachęcam do lektury. I skupmy się wreszcie na promowaniu tej niezwykłej postaci- to jesteśmy winni Wagnerowi.
Jak to się stało, że zainteresował się pan właśnie Wagnerem?
– Jestem historykiem i dziennikarzem. Urodziłem się kilka kilometrów od posiadłości Wagnerów na starachowickiej Lubiance. Mój ojciec był żeglarzem i w domu krążyła mała broszurka z lat 60. chyba właśnie o Wagnerze i jego rejsie. Po wielu latach, gdy z trudem docierałem do kolejnych informacji o nim i odkrywałem jego osiągnięcia, zdecydowałem się napisać książkę, by przywrócić tę nieznaną postać szerszemu gronu. Pamiętam moje zdumienie, gdy przeglądając wagnerowskie archiwalia w Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku, przekonałem się, że jestem pierwszym historykiem, który sięga po ten zbiór. A gdy okazało się, że jest jeszcze wiele innych materiałów, do których stopniowo docierałem, nie spostrzegłem się, że z niewielkiej książeczki, którą planowałem, zrodziło się opasłe tomisko- prawie 500 stron z ponad 300 zdjęciami.



To kim ostatecznie jest dla Pana Władysław Wagner?
– Bohaterem, który pozostaje dla mnie wyzwaniem, legendą i wciąż… zagadką. Z jednej strony romantyk i patriota, z drugiej – człowiek twardy, ponoszący porażki, ale za każdym razem powstający i odradzający się. Im bardziej go poznawałem, tym mocniej czułem, że nie piszę tylko opowieści, ale poruszając się po jego śladach stopniowo odkrywałem kolejne etapy życia bohatera.
Z czego, w Pana ocenie, wynika ta niezwykła determinacja początkującego żeglarza i harcerza, by opłynąć świat?
– Jest rok 1932. Niepodległa liczy 13 lat, a skromny gdyński harcerz i gimnazjalista -chce pokazać światu biało-czerwoną. Początkowa młodzieńcza podróż, zmienia się w nieodwołalną misję. Nie zapominajmy także, że 19-letni Władek był zafascynowany żeglarstwem, chłonął literaturę marynistyczną, i marzył o wielkiej podróży i przygodzie. Był więc romantykiem, który wierzył, że „chcieć to móc”. Przecież jego pierwszy jacht – Zjawa – był porzuconą łajbą, kupioną za 20 złotych, żagle Władek szyje sam na maszynie mamy, wypływa tylko z harcerską busolą i ogólną mapą Bałtyku. No i z niewielkim żeglarskim doświadczeniem. Podkreślmy to, by ukazać niezwykłą determinację tego niezamożnego młodzieńca.
Co zrobić, by bohaterski żeglarz „trafił pod strzechy”?
– Po pierwsze przeczytać książkę. Trzeba nakręcić film- prace nade scenariuszem już się zaczęły. Sprowadzić Zjawę III do Gdyni i ustawić ją między Błyskawicą a Darem Pomorza. W miejscu urodzin, czyli w Starachowicach na Lubiance założyć muzeum. Przygotować wystawę objazdową i promować Wagnera, gdzie się da. Temu służy powołana fundacja Instytut Wydawniczo-Naukowy im. Wagnera. Zachęcamy do współpracy wszystkie środowiska żeglarskie w kraju i zagranicą.
A więc zapraszamy do lektury!