Reklama

Autor 12:40 Sport, Żeglarstwo

Okiem dzienniKarki – igrzyska olimpijskie w Marsylii przez pryzmat dziennikarskiej akredytacji

O starcie w igrzyskach olimpijskich marzy każdy sportowiec. Igrzyska to prestiż, najważniejsze zawody czterolecia, ale też wydarzenie, którego częścią od zawsze chciałam być. I słusznie, ponieważ relacjonowanie zmagań w Marsylii okazało się najbardziej emocjonującymi chwilami w mojej krótkiej, ale dość intensywnej pracy w dziennikarstwie.

Tekst i zdjęcia: Karolina Sołtaniuk

O możliwości akredytacji do Paryża dowiedziałam się rok temu podczas regat Pucharu Polskiego Związku Żeglarskiego w Krynicy Morskiej. Same hasło „igrzyska olimpijskie” od zawsze powodowało u mnie dreszcze na plecach. Kiedy w 2021 roku miałam możliwość komentowania rywalizacji w Tokio, w tym wyścigu medalowego i srebra w klasie 470 zdobytego przez Agnieszkę Skrzypulec-Szotę i Jolantę Ogar-Hill, wiedziałam, że igrzyska rządzą się własnymi prawami i są to regaty, na których nie może mnie zabraknąć.

Do Marsylii poleciałam jako dziennikarka portalu nowezagle.pl. Od razu po przylocie pojechałam do centrum miasta, by aktywować moją akredytację. Ekscytacja była ogromna, szczególnie w momencie, kiedy ten „prostokącik” w końcu zawisł na mojej szyi. Czasu na dokładny „reaserch” miejsca pracy na następne dwa tygodnie było niewiele, zatem kolejnym przystankiem od razu był „press room”.

Pierwsze wrażenie

Centrum medialne zostało usytuowane przy wejściu z prawej strony wioski, przy „parkingu” takich klas jak 49er, FX, ILCA czy Nacra 17. W jednym pomieszczeniu było miejsce dla dziennikarzy, w drugim dla fotografów. Rano spotykaliśmy się na codziennie odprawy, podczas których omawiany był potencjalny plan i podział dnia. W moim odczuciu media room był najchłodniejszym miejscem w Marsylii. Zdarzało się, że pod koniec pracy około 21:30 bywało zimno!

Na igrzyskach w Paryżu moja rola nieco się różniła od tej, którą do tej pory pełniłam na regatach Polskiego Związku Żeglarskiego. Komunikacja i relacje zmagań naszych olimpijczyków były publikowane przez portal nowezagle.pl. We współpracy z Waldemarem Heflichem, Moniką Bronicką oraz Piotrem Daleckim przed regatami dokładnie ustalaliśmy wspólny plan, który ostatecznie udało się zrealizować od A do Z. W Marsylii byłam odpowiedzialna za przygotowanie foto-relacji, zebranie wypowiedzi i zrobienie wywiadów (tutaj wielkie podziękowania dla Eweliny Albrecht-Ziaja, dzięki której udało się niekiedy oszukać czasoprzestrzeń) oraz wspólnie z Moniką do późnych godzin pracowałyśmy nad tekstem, aby przekazać nie tylko suche wyniki, ale również odrobinę z zaplecza zmagań.

Obostrzenia, które są obowiązujące dla większości akredytowanych osób podczas olimpijskich zawodów, nie pozwalają na nagrywanie materiałów wideo w wiosce olimpijskiej i na „terenie rozgrywania wyścigów”. Tabliczki „No filming” to hasła, które przewijały się praktycznie w każdym miejscu. Na social mediach związku nie mogliśmy zamieszczać filmików ani wideo-wywiadów. Komunikacja była oparta na prostych grafikach i zdjęciach oraz udostępnianiu treści z oficjalnego kanału Nowych Żagli.

Akwen sportowych marzeń

Z powodu słabego wiatru wyścigi nie rozpoczynały się o czasie. Przy pomostach przed naszym biurem czekały na nas nowe, obrendowane logiem Paris 2024 „riby” z kierowcami. Profesjonalizm w poruszaniu się po trasie był naprawdę imponujący. Wolontariusze dbali o każdą minutę naszej pracy, informując o zmianach czy dywagując na temat pozycji motorówki. Rygorystycznie pilnowano zachowania odpowiedniej odległości od trasy wyścigów. Pierwszeństwo miały motorówki „OBS” z nadajnikami transmisyjnymi, następnie kamery telewizyjne, później fotografowie oraz najdalej, ale za to na najbardziej imponującym katamaranie dziennikarze. Kiedy po raz pierwszy zeszłam na wodę, czułam ogromną ekscytację: „niech mnie ktoś uszczypnie, to naprawdę się dzieję! Kara, serio udało Ci się, jesteś na igrzyskach w Paryżu i spełniłaś jedno ze swoich marzeń, bycia częścią tego wydarzenia!”.

Mix-zone

Z mix-zone’em, czyli jedynym miejscem w wiosce olimpijskiej, w której można było przeprowadzać wywiady, spotkałam się właściwie po raz drugi (pierwsza moja styczność z obostrzeniami miała miejsce podczas mistrzostw świata World Sailing w Hadze, w sierpniu 2023 roku). Mix-zone to przejście dla zawodników otoczone metalowymi barierkami, przez środek, którego żeglarze mają obowiązek przejść. Po lewej stronie stoją reporterzy, zaczynając od tych „największych” telewizji światowych, które wykupiły najwięcej praw do relacjonowania igrzysk, poprzez nieco „mniejsze” – zazwyczaj telewizje krajowe, dalej przedstawiciele radia oraz dziennikarze agencji prasowych czy prywatnych magazynów. Przechodząc przez strefę mix-zone zawodnicy byli proszeni do udzielania wywiadów. Łatwo nie mieli liderzy poszczególnych klas, ponieważ rozmawiali nie tylko ze swoimi krajowymi mediami, ale także udzielali wywiadów do największych stacji na świecie. Co ważne i ciekawe, każdy zawodnik miał prawo odmówić rozmowy. Mix-zony w Marsylii były dwie. Jedna obok „press roomu”, druga przy plaży, dedykowana klasie iQFOiL i Formula Kite oraz w końcowej fazie rywalizacji najlepszym zawodnikom z każdej klasy, ponieważ żeglarze, którzy awansowali do wyścigu medalowego wypływali i wracali na plażę.

Wywiady, emocje, łzy

Kiedy trzeba udzielać wywiadów i mówić o sukcesach czy porażkach albo przeżyciach z akwenu, nie ma mowy, aby emocje odłożyć na bok. Igrzyska olimpijskie to tak wielkie sportowe wydarzenie, że u każdego ze sportowców widoczny był wachlarz emocji.

A jak już mowa o emocjach, to na żadnych regatach nie widziałam tylu łez. Były to łzy szczęścia, zadowolenia, dumy, ale także rozpaczy, żalu, zawodu. Płakali zawodnicy, trenerzy, sztab, osoby wspierające, ja też uroiłam niejedną łzę. Szczególnie w pamięci został mi widok przeszczęśliwej Lary Vadlau i Lucasa Meahera – austriackiej załogi w klasie 470, która zdobyła złoty medal. Tradycyjnie złoci medaliści byli „wynoszeni” na swoich łódkach z wody na plażę, oblewani szampanem, witani przez wszystkich kibiców, którzy wymachiwali flagami kraju. Larę Vadlau poznałam osobiście, stosunkowo niedawno podczas Pucharu Świata w Hyeres. Lara na swoich pierwszych igrzyskach była w Londynie w 2012 roku. W następnej kampanii żeglowała z Jolantą Ogar-Hill. Zawodniczki po dwóch zwycięstwach z rzędu w mistrzostwach świata (2014, 2015) jechały do Rio po medal, jednak regaty zakończyły na 9 miejscu. Lara na chwilę zaciągnęła „ręczny”, robiąc sobie 5 lat przerwy między innymi na studia, oglądając igrzyska w Tokio na szklanym ekranie. Wtedy zdała sobie sprawę, że to nie koniec jej kariery sportowej. Dlaczego o niej piszę? Lara Vadlau w mojej opinii to przykład osoby, która ciężko pracuje, stawia wszystko na jedną kartę, szczegółowo analizuje, skupia się na pracy mentalnej, jest pewna siebie, a przy tym wszystkim jest bardzo skromna, empatyczna i wdzięczna. Nie tylko sportowcy mogą brać z niej przykład.

Ciężko też nie wspomnieć o łzach rozpaczy: mistrzowie świata w klasie 470 – Jordiego Xammar i Nory Brugman, którzy w wyścigu medalowym spadli z drugiego na czwarte miejsce tracąc olimpijski krążek, Emmy Wilson, która przez całe igrzyska była zdecydowana liderką, a ze względu na format w klasie iQFOiL zdobyła brąz (w klasie iQFOiL w wyścigu finałowym nie mają znaczenia wyścigi kwalifikacyjne), czy Pawła Tarnowskiego, windsurfera, który miał największą szansę medalową, ale niestety odpadł w ćwierćfinale.

Niesforny medal race i „dzikie” tłumy

Dzikie tłumy to określenie, które idealnie oddaje ilość fotoreporterów i kamer podczas wyścigów medalowych. Motorówki medialne niczym drapieżniki walczyły o odpowiednie miejsce przy mecie. Bywały nawet krzyki i machanie rękami! O niesforności medalowego wyścigu możemy mówić w klasie 49er i 49erFX. Długie czekanie na wodzie, dwa przerwane wyścigi, finalnie medal race przełożony na następny dzień i te malutkie punkty, które dzieliły Dominika Buksaka i Szymona Wierzbickiego od olimpijskiego krążka. Te dni na pewno pozostaną w pamięci polskiego żeglarstwa na długo!

Centrum dowodzenia Biało-Czerwonych

Szczerze mówiąc kontener to najlepsze miejsce podczas igrzysk w Marsylii. W wiosce olimpijskiej każde państwo miało ustawiony swój kontener, który służył różnym celom. U nas było to przede wszystkim centrum dowodzenia team lidera – Dominika Życkiego, trenera głównego Pawła Kowalskiego, mistrzyni od przepisów i analizy Zosi Truchanowicz oraz meteorologa i trenera motoryki Mariusza Golińskiego. Na końcu kontenera ustawiony był telewizor, na którym wspólnie oglądano tracking, relacje z wody, a w przerwach inne dyscypliny sportowe – jak zdobycie złotego i brązowego medalu we wspinaczce sportowej czy awans Polaków do finału w siatkówce. W kontenerze nie brakowało zimnych napojów, pysznych przekąsek czy drobnych słodyczy. Zawodnicy przed i po zejściu z wody spędzali tam czas, co zdecydowanie budowało dodatkową więź w kadrze olimpijczyków.

Igrzyska olimpijskie to z pewnością wydarzenie zdecydowanie inne niż wszystkie. Atmosferę, która panowała przez dwa tygodnie w Marsylii – szczególnie w biurze prasowym, w którym spędziłam tyle czasu, zapamiętam na długo. Organizacja, uprzejmość i pomoc – z tym spotykałam się codziennie. Ponadto nie mogę zapomnieć o tysiącach wolontariuszy, którzy pomagali nam nosić torby na motorówki, czy z taksówki na lotnisko! Nietypowa była również wymiana „pinami”, o której wcześniej nie słyszałam. Każda federacja/ narodowy komitet olimpijski przekazywał zawodnikowi pulę pinów, którymi później wymieniali się olimpijczycy. Piny przyczepiało się do smyczek akredytacyjnych. 

Pomimo różnych opinii jakie zostały wydane na temat organizacji i rozgrywania samych regat, z mojej perspektywy funkcjonowanie biura prasowego nie mogło wypaść lepiej. Chylę czoła wszystkim, którzy zaangażowali się do tego, aby dwa tygodnie – pomimo stresu, dużej ilości pracy, presji przebiegły tak sprawie. Ręce same układają się do braw!

Karolina Sołtaniuk

(Visited 156 times, 1 visits today)
Tagi: , Last modified: 13 października, 2024

Partnerzy serwisu

Zamknij