13 marca byłem w La Rochelle jednym z ostatnich dziennikarzy testujących jachty przed zamknięciem granic. W połowie czerwca, po trzech miesiącach lockdownu, znowu miałem możliwość pojechania do francuskiej stolicy sportów wodnych, gdzie jako jeden z pierwszych oceniałem nowe konstrukcje.
Tekst i zdjęcia Stanisław Iwiński i Arek Rejs
Po kilku miesiącach przymusowego pozostawania w domu większość z nas wygłodniała pływania. Na okazję nie trzeba było długo czekać. Francuski Lagoon, przewidując otwarcie granic UE od 15 czerwca, zaprosił do La Rochelle dziennikarzy, aby zaprezentować im najnowszy model katamarana Lagoona Sixty 5.
Szczerze mówiąc, myślałem że dopisze większa frekwencja, ale ostatecznie na testy zdecydowało się niewielu zagranicznych kolegów. Z zaproszenia skorzystaliśmy my, kilku Francuzów oraz pojedynczy dziennikarze z Hiszpanii i Anglii. I niech żałują Ci, którzy nie zdecydowali się na przyjazd. My mieliśmy dużą przyjemność pożeglowania na luksusowym jachcie w pięknej scenerii francuskiego centrum żeglarstwa.
Żeby jednak nie popadać w euforię, żeglowanie oczywiście zawsze jest wspaniałe, musimy podzielić się wrażeniami o podróżowaniu po pandemii, gdyż nigdy dotąd ludzkość czegoś takiego nie przeżyła. Przez kilka dni, a było to jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem o otwarciu granic UE, usiłowaliśmy logistycznie opracować drogę z Warszawy do La Rochelle. Większość linii lotniczych, w tym nasz LOT, nie miała nic do zaoferowania. Jedynym przewoźnikiem proponującym loty do Paryża była niemiecka Lufthansa. Niestety, gdy zdecydowaliśmy się na jakieś połączenie, za kilka chwil zmieniał się rozkład, a przede wszystkim ceny. Gdy wreszcie udało nam się coś zarezerwować… powiadomiono nas o zmianie. W rezultacie zamiast polecieć na testy i wrócić po 48 godzinach, musieliśmy poświęcić na wyprawę aż pięć dni, a przy okazji nocować we Frankfurcie w drodze powrotnej.
Wreszcie 18 czerwca o poranku ruszyliśmy na podbój Europy. Lotnisko w Warszawie wyglądało jak po kataklizmie. Do holu mogli wejść tylko pasażerowie z biletem, obowiązkowo w maseczkach i tylko przez jedne drzwi wejściowe. Wewnątrz pusto, hulał wiatr i prawie wszystko zamknięte.
We Frakfurcie bida z nędzą, w Paryżu jeszcze gorzej – tam nic nie było czynne na lotnisku. Generalnie pusto, mało latających i mało samych lotów. Jedynym pozytywem z takiej sytuacji był brak opóźnień samych lotów. Ruszyliśmy więc o czasie i po kilkugodzinnym oczekiwaniu we Frakfurcie dolecieliśmy do stolicy Francji.
Na drogach i ulicach Paryża ruch normalny, korki i tysiące ludzi na ulicach. Jeszcze bardziej zdziwiliśmy się na miejscu. W La Rochelle ludzie właściwie nic sobie nie robili z niedawnych obostrzeń. Jedynie przy wejściu do restauracji czy hotelu trzeba zakładać maskę i zachowywać dystans.
Dla nas najważniejsze były jednak testy. Udało nam się popływać nie tylko na dużym Lagoonie Sixty 5, ale również na mniejszym Excessie 11, którego testowałem trzy miesiące wcześniej. Z punktu widzenia zawodowego było bardzo ciekawe móc porównać do siebie dwie tak różne jednostki w tym samym czasie, na tym samym akwenie i podobnych warunkach nautycznych. O szczegółach i naszych wrażeniach napiszemy w oddzielnych prezentacjach każdej jednostki. Dodam, że choć tak różne, obie dostarczyły nam dużo przyjemności w żeglowaniu wielokadłubowcami.