Rok po zaprezentowaniu pierwszego jachtu otwierającego nową linię C – Bavarii C57 – bawarski koncern wprowadził na rynek dwa kolejne modele – C45 i C50. Po ich premierowym pokazie, w styczniu 2018 roku na targach Boot, klienci musieli zaczekać kolejne 12 miesięcy na pojawienie się egzemplarzy produkcyjnych. Jednak było warto! Większa z tej dwójki Bavaria C50 pojawiła się od razu w ofercie firmy czarterowej Syrena Yachts & Charter, a my wypłynęliśmy w jej pierwszy krajowy rejs u wybrzeży Kołobrzegu.
Tekst Wojciech Barszczowski
zdjęcia materiały firmowe
Nowa C50 jest trzecim modelem najnowszej generacji bavarii i ma zadanie zastąpić produkowaną od 2010 roku Bavarię Cruiser 51. Jednostkę można zamówić w dwóch głównych wersjach: Holiday i Style, a planowana jest także Ambition. Różnią się one liczbą i układem kabin w środku, takielunkiem oraz wyposażeniem pokładu. My testowaliśmy w Kołobrzegu Bavarię C50 Holiday opracowaną z myślą o rynkach czarterowych i mającą w związku z tym pięć kabin dla załogi i dodatkowo malutką kajutkę skiperską na dziobie.
Wersję Style też opracowano pod kątem żeglowania turystycznego, ale ze względu na bogatsze wyposażenie ma mniej miejsc do spania i przeznaczona została dla prywatnych armatorów i ekskluzywnych firm czarterowych. Ambition z kolei ma żeglować nieco szybciej i tym samym sprawiać więcej przyjemności przy okazji regat, ale ze względu na trudniejszy do opanowania wyższy takielunek, większe żagle i seryjnie zintegrowany bukszpryt do genakera wymagać będzie obsługi przez nieco bardziej doświadczoną załogę.
Projekt i konstrukcja
Dawne modele bavarii nie zdobyły uznania swoim wyglądem i niewiele znam osób, które ceniłyby ten rodzaj stylistyki. A nie chcę tu pisać, do czego te stare modele były porównywane. Te czasy minęły jednak bezpowrotnie i wszystkie nowe łodzie powstające w największej niemieckiej stoczni jachtowej opracowywane są w najlepszych… włoskich biurach projektowych. Nowa generacje linii C narysowało Cosutti Yacht Design, odciążając wizualnie trzema wielkimi świetlikami pokaźny kadłub i nadając nadbudówce lekką, oryginalną linię podkreśloną dynamiczną stylistyką podłużnych przyciemnianych świetlików. Nadbudówka nieznacznie wystaje ponad pokład, a dodatkowo jeszcze jej dach przechodzi płynnie w linię krawędzi falochronów kokpitu. Wiadomo, jacht może się podobać lub nie, to kwestia indywidualna, ale bez wątpienia nowe bavarie mają dzięki temu w sobie to coś, co pozwala oglądać je z zainteresowaniem.
Kadłuby i pokłady Bavarii C50 powstają w Giebelstadt na nowoczesnej linii produkcyjnej, przy czym laminuje się je na przekładce z wykorzystaniem podciśnienia – ten proces fabryka nazwała Vacutech. Wszystkie grodzie laminuje się do wewnętrznej powierzchni poszycia, zapewniając w ten sposób legendarną trwałość konstrukcji. Kadłub z pokładem łączy się natomiast w sposób stosowany od niedawna tak, że kołnierz tego połączenia stanowi pokaźną falszburtę zabezpieczającą przez ześlizgnięciem stóp – sposób praktyczny i estetyczny zarazem. Rufę bavarii wieńczy najszersza w tej klasie jachtów odchylana platforma kąpielowa o szerokości 268 cm, która po rozłożeniu umożliwia dostęp do rufowego garażu na niewielkiego tendera (typu RIB).
Podwodne elementy rozwiązano w tradycyjny sposób – kil ma klasyczny kształt litery “L”, a kontrolę nad jachtem zapewnia jedna smukła płetwa sterowa.
Na deku
Bardzo pozytywnie oceniam pokład C50, przede wszystkim ze względu na jego wygładzenie przez projektantów – ponad powierzchnię nie wystaje nic, co nie byłoby absolutnie niezbędne. To może nie jest jakaś wyjątkowa propozycja, bo wszyscy liczący się producenci stosują obecnie luki pokładowe i świetliki montowane na płask, tu jednak zostało to precyzyjnie dopracowane: na całym deku zamontowano dziewięć dużych otwieranych luków pokładowych, a wszystkie liny idące od masztu do kokpitu poprowadzono dyskretnie tunelami. Pokład i kokpit zostały więc w dużym zakresie uwolnione od “sznurków”, co poprawiło bezpieczeństwo i komfort osób mniej zaprzyjaźnionych z żeglarstwem. Końce wszystkich fałów i szotów sprowadzono na koniec kokpitu, w miejsce pracy sternika przy każdym z dwóch pulpitów sterowych. Stąd operuje się więc całym olinowaniem ruchowym, korzystając z czterech dużych kabestanów i stoperów lin.
Osoby zainteresowane tym jachtem pod kątem pływania rodzinnego zachęcam do dołożenia odpowiedniej kwoty na podłogę teakową, zdecydowanie poprawiającą efekt wizualny i wrażenia dotykowe dla stóp.
Pozostałą część kokpitu przeznaczono do rekreacji, montując dwa stoliki, każdy z relingiem do trzymania się na fali. Nie trzeba wchodzić do środka jachtu, by przygotować posiłek dla załogi – pomiędzy platformą a kokpitem przewidziano miejsce na tzw. wet-bar, czyli niewielką lodówkę, grill i zlewozmywak. Jeśli nie zamówi się tych dodatków, miejsce można wykorzystać jako dodatkową bakistę. Przed chłodnym wiatrem załogę chroni miękka owiewka nad zejściówką – rozwiązanie dostępne opcjonalnie, ale na Bałtyk absolutnie konieczne, mieliśmy je na jednostce testowanej.
W środku
Przestrzeń, przytulna atmosfera i porządne wykonanie – te cechy wnętrza jachtu robią wrażenie już na pierwszy rzut oka. O jakości można się przekonać po dwóch, trzech sezonach intensywnego użytkowania, ale nawet dogłębniejsze oględziny nie wykazały jakichś widocznych braków w tej kwestii na testowanym egzemplarzu. Natomiast przestrzeń we wnętrzu bavarii jest bezdyskusyjna i choć trudno mi porównać ją superprecyzyjnie do konkurencji, niech świadczy o niej wysokość sufitu: prawie 215 cm w całym niemal salonie!
Przejdźmy jednak do układu wnętrza. W tej kwestii przyszły właściciel C50 ma aż 11 opcji do wyboru: od trzech kabin z dwiema dużymi toaletami, przez cztery kabiny i cztery przypisane do nich toalety, na kajutach 5+1 z trzema łazienkami skończywszy.
W rufowych i dziobowych kabinach jednostki testowanej załoga może spać na podwójnych kojach, a dwa oddzielne pełnowymiarowe spania na łóżku piętrowym oferuje piąta kabina na prawej burcie. Wszystkie są przestronne i jasne, a duże świetliki w burtach i liczne przezroczyste luki pokładowe zapewniają mnóstwo światła i wzorową wentylację. Kajutka skiperska na dziobie ma w przeciwieństwie do nich niewielkie wymiary, choć zmieści się w niej także miniWC. W jednostce testowanej w jej miejscu umiejscowiono wielki schowek na odbijacze.
Jak w każdej bavarii, na jakiej pływałem, znaczną część dostępnej przestrzeni przeznaczono na kambuz z prawdziwego zdarzenia i wyposażono we wszystko, co potrzebne do przechowywania i przygotowania posiłków. Każdy szczegół został przemyślane, np. fragmenty zdejmowanych blatów można schować w dedykowanych schowkach. To właśnie w kambuzie znaleźliśmy fajny nowatorski patent – pojemnik na odpady zamontowany pod blatem w taki sposób, że po otwarciu pokrywki (będącej także fragmentem blatu) łatwo można zsunąć obierki czy resztki jedzenia prosto do niego.
Włoscy styliści perfekcyjnie dopasowali gatunki drewna i kolory tapicerki oraz obić. Armator nowej Bavarii C50 może wybrać jeden z trzech dostępnych standardów wykończenia: najjaśniejszy biały dąb, nieco ciemniejszy orzech lub ciemny mahoń zamówiony przez armatora w Kołobrzegu.
Urządzenia hotelowe, tak zresztą jak i większość urządzeń jachtowych, obsługuje się w nowoczesny sposób na niewielkim panelu dotykowym, ale można to robić także z kokpitu, jak i zdalnie ze smartfonu czy tableta po zainstalowania odpowiedniej aplikacji.
Napęd
Standardowo Bavarię napędza grotżagiel rolowany w solidnym maszcie usztywnionym na boki dwoma piętrami salingów, a od tyłu podtrzymywanym nieregulowanym achtersztagiem. W jachcie testowanym mieliśmy do tego opcjonalnie dostępną przekładnię ślimakową do regulacji napięcia achtersztagu. Nie chcę po raz kolejny wyrażać swojej opinii na temat żagli rolowanych w maszcie, ale wiem, że tego oczekują żeglarze na całym świecie i nic na razie tego nie zmieni. Najważniejsze, że można zamówić tradycyjny takielunek z pełnolistwowym grotem chowanym po opuszczeniu w lazy jacku. Przyznam, że pomimo systemu, za którym nie przepadam grot wyglądał relatywnie nieźle, a zwijany na sztywnym sztagu samohalsujący fok bardzo dobrze – miał nawet fabrycznie przyklejone icki! Warto pamiętać, że opcjonalnie można Bavarię C50 wyposażyć w genakera.
Do manewrów i napędzania jachtu podczas flauty służy 80-konny diesel z przekładnią saildrive, dysponujący lekkim nadmiarem mocy w stosunku do potrzeb.
Wrażenia z pływania
Kołobrzeg przywitał nas “siadającym” wiatrem 5-3B z północnego zachodu, całkiem jeszcze sporą falę, pełnym słońcem i brakiem chmur na czyściutkim niebie. Trudno sobie wyobrazić lepsze warunki na test dużego cruisera. Po wyjściu w morze postawiliśmy, a właściwie rozwinęliśmy pełnego grota i foka. Początkowo przy silniejszym wietrze obawialiśmy się, że pełne żagle to za dużo na halsowanie pod wiatr i pod falę. Niepotrzebnie się martwiliśmy – nowa Bavaria zaskoczyła nas stabilnością. Z niewielkim przechyłem na pełnych żaglach szliśmy ostro, bez problemu 45 stopni na wiatr. Bałtycka fala nie robiła na jachcie żadnego wrażenia, a sterowanie nie sprawiało żadnego problemu, nie wymagało zwiększonej uwagi. Co więcej, na pełnolistwowym grocie na pewno dałoby się popłynąć jeszcze ostrzej.
Na kursie z wiatrem system sterowania pozwalał prowadzić Bavarię niemal z idealną precyzją z zupełnie przyzwoitą prędkością – czasem ponad 8 w, a piszę tu o trudnej sytuacji, przy fali ukośnej względem kadłuba. Na pewno jednak tych kilka metrów kwadratowych żagli więcej uzyskanych z grota tradycyjnego przydało by się do zbliżenia do prędkości granicznej wypornościowej.
Manewry na silniku zawsze były mocną stroną jachtów z Giebelstadt i na szczęście tę cechę odziedziczyła także C50. Nie spodziewałem się, że tak duża jednostka będzie miała tak zaskakująco niewielki promień skrętu, pozwalający bez problemu zawrócić w kołobrzeskim kanale portowym. Na wstecznym reaguje na wychylenia steru już przy niewielkich prędkościach, co także bardzo poprawia bezpieczeństwo w marinach. Ze sterem strumieniowym na dziobie można nią wpłynąć także do wielu mniejszych i ciaśniejszych bałtyckich marin. Pomimo tak dobrych parametrów manewrowych stocznia opcjonalnie oferuje drugi ster strumieniowy, wysuwany z kadłuba na rufie.
Już wypływając z portu dostrzegliśmy jedyną chyba wadę jednostki – bardzo głośny wentylator komory jednostki napędowej. Przyczyna okazała się dość prozaiczna i nietrudna do usunięcia i kilka godzin po zakończeniu testu – wg deklaracji importera – zniknęła.
Dodam jeszcze, że w czasie testu żeglowaliśmy w cztery osoby, bez bagaży i zaprowiantowania, ale z napełnionymi zbiornikami paliwa i wody
Ocena końcowa
Poza detalami kambuza nie znaleźliśmy w tej Bavarii C50 czegoś absolutnie specjalnego, czego nie było wcześniej w innych jachtach. Jednak właściwie wszystko, co byliśmy w stanie sprawdzić i co ma dobrze wyglądać i funkcjonować było tak jak trzeba! I o to przecież chodzi – żeby ładny jacht służył do wygodnej, bezpiecznej, komfortowej i bezproblemowej żeglugi.
Bavaria C50 dane techniczne:
długość całkowita | 15,39 m |
długość kadłuba | 14,99 m |
długość KLW | 14,75 m |
szerokość | 4,49 m |
zanurzenie (stand./opcja) | 2,20 m |
masa balastu | 3,065 kg |
masa | 11 935 kg |
silnik | 80 KM (57 KM stand.) |
zbiornik paliwa | 250 l |
zbiornik wody | 650 l |
pow. żagli podst. | 114 m2 |
wysokość masztu nad KLW | 21,57 m |
kategoria CE | A |
projektant | Cossutti Yacht Design |
cena | brak danych |
www.yachtsandyachting.pl