Właśnie zdjąłem z półki…
…książkę Macieja Krzeptowskiego „Trzymam się morza” i wbrew pozorom nie jest to kolejna autobiografia, których teraz sporo znajduje się na rynku księgarskim. To historia polskiego żeglarstwa opowiedziana zdecydowanie lepiej, niż w znanych dziełach klasyków żeglarskiego piśmiennictwa. Po prostu Maciej Krzeptowski był świadkiem większości ważnych wydarzeń z udziałem polskiej bandery żeglarskiej. Bandery sportowej, czasem bandery turystycznej, a także wyprawowej. Nawet jeżeli sam nie brał w tych wydarzeniach udziału, to byli przy tym jego przyjaciele albo znajomi.
Wielu żeglarzy wywodzi się z kręgu zawodowych marynarzy. Wiele też było, szczególnie w latach 60. i 70., bezpośrednich kontaktów pomiędzy załogami jachtów i statków. Szczególnie statków rybackich, wyposażonych w wyspecjalizowane warsztaty, w których można było naprawić praktycznie wszystko, co tak często psuło się na jachtach. Stąd część książki poświęcona jest kontaktom pomiędzy światem zawodowych i okazjonalnych żeglarzy. W dodatku autor sam pływał na statkach dalekomorskiej floty połowowej, więc zna ten temat dogłębnie i z różnych perspektyw.
Spora część książki poświęcona jest powiązaniom żeglarstwa z nauką. Nauka nie była tylko alibi dla rejsów poza kraje demokracji ludowej. Często była to prawdziwa współpraca. Czasem naukowcy zaokrętowywali się na jachty, czasem sami stawali się żeglarzami lub byli nimi już wcześniej i łączyli w ten sposób obie pasje. Jachty często były konstruowane pod kątem prowadzenia badań naukowych. Najbardziej znanym światowym przykładem jest francuska „Tara”, ale jest i „Oceania”, i „Magnus Zaremba” pływające pod polską banderą.
Książka, jak już wspomniałem, to kompendium wiedzy o ekspedycjach żeglarskich pod polską banderą z ostatnich kilku dziesięcioleci. Warto ją mieć, przeczytać i trzymać pod ręką mając w pamięci indeks opisanych w niej rejsów i wydarzeń.
Maciej Krzeptowski
„Trzymam się morza”
Wydawca: Rotary Club Szczecin
Tekst i wideo Marek Zwierz