… książkę, która mogłaby zaczynać się jakże znanym sloganem: „A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady…?”. Z tą drobną różnicą, że Bieszczady są tu dużo dalej na południe.
Małżeństwo Edyta Kos-Jakubczak i Adam Jakubczak przeniosło się na lato do Chorwacji, a zimą eksplorowało afrykańskie i europejskie okolice Gibraltaru. Zbudowali sobie dobrze funkcjonującą firmę i praktycznie przez cały rok trudnili się prowadzeniem rejsów z czarterowymi gośćmi lub szkolili młodych adeptów żeglarskiej sztuki. Z takim doświadczeniem mieli pełne prawo zatytułować swoją książkę „Władcy wiatrów”. To sześć rozdziałów opowiadających o różnych aspektach ich drogi na morze i po morzu. Pierwszy rozdział opisuje żeglarskie przygody w pandemii i opowiada najnowszą historię z chronologicznego punktu widzenia. Może też pandemia była pretekstem do napisania całej książki, bo podejrzewam, że pomimo wolności na morzu i pozornie lekkiego podejścia, czas który mogą przeznaczyć na jej napisanie jest mocno ograniczony. Autorzy w podtytule obiecują pokazanie prawdziwego życia na morzu. Nie zawsze jest to słońce i lekki wietrzyk. Czasem jest paskudna pogoda lub trafia się sztorm, bo terminy nie pozwalają na wyczekanie idealnej pogody. W książce jest sporo zdjęć. Jak zwykle są robione przy dobrej pogodzie, albowiem w sztormie aparat fotograficzny jest raczej mało przydatnym gadżetem. Chcecie podejrzeć życie zawodowych skipperów? Zajrzyjcie do tej książki.
Edyta Kos-Jakubczak, Adam Jakubczak
„Władcy wiatrów”
Wydawnictwo ZonaZero, 2021