Pod koniec września oczy całego wodniackiego świata zwrócone były w stronę Genui, gdzie od 1 do 6 października miała odbyć się jubileuszowa, 60. edycja Salone Nautico di Genova. Wszyscy zastanawiali się czy Włosi dadzą radę, czy też tytaniczna praca włożona w przygotowanie targów pójdzie na marne i śladem wielu innych światowych graczy organizujących tego typu imprezy przez pandemię koronawirusa będą oni zmuszeni odwołać wystawę. Nie poddali się jednak, pokazali wyjątkową determinację i zorganizowali najważniejszy i największy pokaz jachtów żaglowych i motorowych w 2020 r. w Europie i nikt na Starym Kontynencie w tym roku im już tego tytułu nie odbierze.
Przez sześć dni targi odwiedziło ponad 71 tys. osób i choć w normalnych okolicznościach w ubiegłym roku liczba ta była około 2,5 razy większa, to i tak jest to wynikiem niezwykłym ze względu na fakt, że osoby z wielu krajów nie mogły dotrzeć na imprezę z uwagi na pozamykane granice. Ze względów bezpieczeństwa obowiązywały dzienne limity biletów, które były dystrybuowane wyłącznie online. Wejście na targi odbywające się od czwartku do wtorku, w sobotę, niedzielę i poniedziałek mieli jedynie nieliczni szczęśliwcy, którzy zdążyli je wcześniej kupić, albowiem na te dni szybko zostały one wyprzedane. Ciekawe czy w nowych czasach, w których przyszło nam niespodziewanie żyć nie nastąpi zaskakujący renesans zapomnianej profesji konika, gdy ze względu na limity biletów na przeróżne imprezy ich popyt przerośnie podaż. Bo choć należało wstępnie wskazać personalia zwiedzających, to czy przy takiej liczbie chętnych do wejścia możliwa jest dokładna kontrola danych osób wchodzących, która nie generowała by gigantycznych kolejek? Oczywiście, że nie. Przerabialiśmy to już przed pandemią, gdy na bilety imienne na mecze lub koncerty zwykle mógł wchodzić ktokolwiek.
Pozostałymi środkami zapewniającymi bezpieczeństwo były m.in. także dwa oddzielne wejścia, jedno dla publiczności i drugie dla wystawców, dodatkowe konstrukcje pływające z recepcjami stoisk wystawców prezentujących jednostki na wodzie, tak aby uzyskać większą szerokość głównych korytarzy wynoszącą od 4 do 6 m oraz zapewnić sprawne i bezpieczne zarządzanie przepływem odwiedzających. Nie zabrakło również kamer termowizyjnych, przy których musiał przejść każdy wchodzący. Nawet bym ich nie zauważył, ale przypadkowo przetestowałem ich funkcjonowanie i czujność służb, gdyż z uwagi na bardzo silny wiatr na wszelki wypadek przyszedłem na targi w czapce, której zwykle nie noszę. Nie chciałem się przeziębić i złapać gorączkę, która skutkowałaby tym, że nie zostałbym wpuszczony do samolotu i nie wrócił do Polski. Służby były jednak wyczulone na osoby w czapkach i skrzętnie je wyłapywały. Nieświadomy niczego idąc zostałem wychwycony przez gestykulującego ochroniarza i usłyszałem „Capello, capello!”. Z włoskich słów znam wprawdzie chyba tylko spaghetti i cappuccino, ale po ruchach rąk szybko zorientowałem się o co chodzi i zostałem odesłany przed wejście, gdzie razem z innymi osobami, które popełniły to samo co ja, miałem wychłodzić głowę po rozgrzaniu jej czapką. Po kilku minutach spróbowałem wejść ponownie, ale temperatura nadal była za wysoka. Po kolejnej kilkuminutowej przerwie podjąłem jeszcze jedną próbę i w końcu udało mi się wejść do środka. Oczywiście nie zabrakło niezliczonej ilości akcesoriów do dezynfekcji rąk, wszyscy musieli także nosić maseczki, ale nie było to nic niezwykłego, gdyż w Genui noszenie maseczek, również na ulicach, jest obowiązkowe. Wtedy czułem się z tym nieswojo, ponieważ zdążyłem się już odzwyczaić od noszenia maseczki na powietrzu, ale szybko muszę się przyzwyczaić ponownie, albowiem od najbliższej soboty to samo czeka nas znowu w całej Polsce.
Niewątpliwie organizacji liguryjskiej wystawy w obecnych czasach sprzyja infrastruktura, albowiem teren wystawienniczy o powierzchni 200 000 metrów kwadratowych na lądzie i na wodzie w 90% jest na zewnątrz. Nikt inny nie jest w stanie zaoferować przestrzeni pozwalającej zorganizować taki pokaz skutecznie łącząc bezpieczeństwo z wydajnością. Włosi zamierzają wykorzystać fakt, że są na fali i miasto podpisało nową, 10-letnią umową z organizatorami na mocy której powstaną nowe miejsca w porcie pozwalające dwukrotnie zwiększyć powierzchnię targów i stać się wiodącą światową imprezą.
fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki
Wśród ponad ośmiuset marek, które zaprezentowały się na wystawie nie zabrakło także polskich akcentów, wśród których najbardziej okazale prezentowała się firma Parker Poland na czele z pięknym 11,64-metrowym Parker Monaco 110 i kilkoma innymi swoimi motorówkami. Był również lokalny dealer stoczni Galeon z jej dwoma jachtami oraz firma Argentum Yacht Tuning z Poznania dająca drugie życie używanym żaglom, szyjąc z nich wyjątkowe torby, wewnątrz których umieszcza także stempel z pozycją geograficzną wskazującą, gdzie żagiel spędził większość swojej służby.
Jeżeli zaś chodzi o okręty flagowe imprezy, czyli największe jednostki na targach, to zostały nimi 40,8-metrowy jacht motorowy Oasis ze stoczni Benetti Yachts oraz żaglowy Mylius 80 o długości 25 m wyprodukowany przez Mylius Yachts.
fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki fot. Patryk Kazanecki
Tekst i zdjęcia: Patryk Kazanecki