Kotwica kotwicy nierówna. Jaką zatem powinniśmy wybrać na nasz jacht? Spotkałem żeglarzy, którzy twierdzili, że kotwicę używali ostatni raz podczas któregoś z praktycznych egzaminów. Uwierzcie lub nie, ale nie byli to nowicjusze. Tymczasem kotwica daje nam pełnię wolności, której tak szukamy pod żaglami.
Tekst i zdjęcia Marek Zwierz
PRZECZYTAJ TAKŻE Stawianie i zrzucanie żagli: gdy mocniej zaczyna wiać – grot czy fok?
Kotwica na jachcie daje nam możliwość zatrzymać się praktycznie wszędzie. W urokliwych zatoczkach, przy szkierach, w pobliżu plaży. Myślicie, że gdzieś w karaibskich zatokach i u wybrzeży bezludnych wysp? Nie! Na Bałtyku, w Danii, w szwedzkich szkierach, w zakamarkach Małego i Wielkiego Bełtu, czy nawet na Zatoce Puckiej.
Jak szukać kotwicowisk?
Od czego zacząć poszukiwanie takich miejsc? Najlepiej od wywiadu wśród znajomych jeszcze przed rejsem. W czasie rejsu dokładnie oglądamy mapę, szukając bezpiecznych do kotwiczenia miejsc. Bierzemy pod uwagę przede wszystkim to, przed jakimi wiatrami może nas chronić wybrane kotwicowisko, a przy jakich może być nieprzyjemnie lub wręcz niebezpiecznie. Porównujemy te dane z aktualną prognozą pogody. Następnie oceniamy, czy w pobliżu nie ma zbyt dużego ruchu statków. Nie dlatego, że mogłyby nas przejechać, bo tak blisko brzegu przecież nie podejdą, ale fala od nich nie jest przyjemna i może niespodziewanie zrobić niezły bałagan na pięknie nakrytym do kolacji stole. Sprawdzamy jeszcze głębokości jak najbliżej lądu, żeby nie trzeba było zbyt daleko wiosłować i rodzaj dna.
Jeśli wybraliśmy wreszcie wymarzoną, osłoniętą ze wszystkich stron, niegłęboką zatokę z piaszczystym dnem, żeglujemy tam, klarujemy kotwicę i… okazuje się, że co najmniej trzydziestu skiperów innych jachtów miało dokładnie taki sam pomysł jak my…
Świat realny jest nieco inny od marzeń, więc nasze kotwicowiska nie zawsze będą tak spokojne i dobrze oznaczone jak Korshavn na najbardziej na północ wysuniętym cyplu Fionii w Wielkim Bełcie. Najczęściej będziemy musieli dokładnie analizować aktualną pogodę i od razu przygotowywać sobie rezerwowe kotwicowiska na wypadek nagłej zmiany kierunku wiatru.
Stoimy na kotwicy i… co dalej?
Jak zabezpieczyć się przed zmianą zaskakującą nas w nocy, gdy przy małej załodze nie chcemy wystawiać wachty kotwicznej? Większość GPS-ów ma funkcję wachty kotwicznej włączającej alarm, kiedy oddalimy się od zaprogramowanego miejsca. Czasem jednak tolerancja tych urządzeń jest większa niż odległość od brzegu. Innym sposobem może być ustawienie odpowiednich alarmów na echosondzie.
Bardzo prostym wyjściem jest wyrzucona z pewnym luzem (łukowanie!) ręczna sonda z przywiązanym na jej spoczywającym w kokpicie końcu wiaderkiem wypełnionym hałasującą zawartością (na przykład wiadro „ocynk’’ z szeklami). Gdy jacht zaczyna dryfować, ciągnąc kotwicę, linka napręża się, hałasując zawartością wiadra, taki rodzaj budzika. Gorzej, jak obudzi nas stukanie kilem w dno. W najlepszym wypadku będzie nas to kosztowało sporo piwa w najbliższej portowej knajpie stawianego sąsiadom ratownikom
Kotwica na jachcie – ale jaka?
Na temat tego, która kotwica na jachcie jest najlepsza, zapisano już wiele stron, więc tutaj z pewnością nie wyczerpiemy tego tematu. Doświadczenie pokazuje, że najlepiej mieć dwie, trzy różnych typów i w zależności od dna i pogody stosować tę właściwą. Osobiście mam dobre doświadczenia z CQR, natomiast popularne niegdyś Danforthy sprawiały mi czasem sporo kłopotów.
W szwedzkich szkierach, gdzie wbrew pozorom dno jest najczęściej muliste, spotyka się bardzo osobliwą kotwicę w kształcie miski na patyku wypełnionej ołowiem. Ten typ kotwic był podobno często stosowany przez latarniowce. Z pewnością jedną z zalet takiej kotwicy jest łatwość oczyszczenia jej z dennego mułu. Widziałem wiele takich kotwic w użyciu, ale sam nie miałem okazji zdobyć z nimi jakiegokolwiek doświadczenia.
Generalnie kotwice można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to wszelkie odmiany kotwic Danfortha. Zostały one opracowane podczas II wojny światowej na Pacyfiku do kotwiczenia wodnosamolotów na piaszczystym dnie koralowym i tam sprawdzają się znakomicie. Roślinność jednak stanowi dla nich wyzwanie.
Drugą grupą są kotwice pługowe, do których należy wspomniana wcześniej kotwica CQR. One są najbardziej wszechstronne i radzą sobie nawet z roślinnością. Trzecia grupa to różne kombinacje dwóch powyższych. Często są opracowywane na konkretne akweny. Celowo pominąłem tu klasykę, czyli kotwicę admiralicji, która znakomicie potrafi się zaczepić w skałach i nawet jak chcemy, to są trudności z jej wyrwaniem. Poza tym jej skuteczność zależy od wagi, co czyni ją od pewnej wielkości jachtu dość nieporęczną.
Kotwica na jachcie: jak jej używać?
Najtrudniejszym rodzajem dna dla kotwic jest gęsto porośnięte roślinnością. Na takim dnie najlepiej jest użyć, oprócz ciężkiej kotwicy i odpowiedniego łańcucha, długiej liny kotwicznej, co najmniej pięcio-, a nawet siedmiokrotnie dłuższej niż głębokość kotwicowiska.
Najlepiej jest kotwiczyć na dnie mulistym, ale ta wygoda kończy się w momencie wyciągania kotwicy, gdyż nie tylko sama kotwica, ale i większa część łańcucha oblepiona jest cuchnącą mazią. Czyszczenie takiego świństwa nie należy do przyjemności.
Jeśli możemy wybierać, starajmy się kotwiczyć na piasku. Pewnie, czysto i nie niszczy środowiska. Na Bałtyku jeszcze nie ma tego problemu z wyborem miejsc do kotwiczenia, ale na ciepłych morzach, w pobliżu raf, bardzo źle widziane jest rzucanie kotwicy nad koralami. Należy wybrać miejsce piaszczyste i tak dobrać długość łańcucha, żeby przy łukowaniu nie zaczepił on o koralowce. W niektórych rejonach kotwiczenie jest wręcz zabronione i wolno cumować tylko do wystawionych na kotwicowisku bojek.
Co poza kotwicą?
Jak w ogóle powinno wyglądać wyposażenie kotwiczącego jachtu? Już wspomnieliśmy o dwóch, trzech kotwicach. Do tego łańcuch. W sklepach żeglarskich są specjalne łańcuchy o drobnych ogniwach pozwalające znacznie zwiększyć ich ciężar w stosunku do długości. Wiadomo, że im łańcuch cięższy, tym lepszy. Drobna uwaga na marginesie: windy kotwiczne współpracują tylko ze standardowymi łańcuchami kotwicznymi. Jeżeli mamy łańcuch tylko podobny do wymaganego, to może on ślizgać się lub wyskakiwać z koła na windzie. Długi i ciężki łańcuch pozwala nie tylko zagrzebać się kotwicy pod odpowiednim kątem, ale i łagodzi szarpnięcia jachtu, co oszczędza knagę na pokładzie, nie wyrywa kotwicy z dna i wydatnie zwiększa komfort kotwicowania.
Dużo wygodniejsze w użyciu są liny z ołowiem, które, mając odpowiedni ciężar, mają jednocześnie elastyczność zwykłych lin. Sprawdzają się one na wielu gruntach, ale ostrzegałbym przed używaniem ich w przypadku dna skalistego lub koralowego. Ostre krawędzie kamieni mogą łatwo przetrzeć linę.
Wzmożona uwaga zalecana jest także przy połączeniu łańcucha z miękką liną, jest to bowiem miejsce szczególnie narażone na przecieranie. Jacht łukujący na kotwicy zaczepionej o skaliste dno stosunkowo szybko przeciera szorującą o ostre skały linę. Efektem może być sztrandowanie albo też wypuszczenie się jachtu w długą samotną podróż, jeżeli w krytycznym momencie załogi nie było na pokładzie.
Wielkie usługi oddaje kilku- lub kilkunastokilogramowy ciężarek przymocowywany w pewnej odległości od kotwicy. Łagodzi on szarpnięcia łańcucha i ułatwia mocne zagrzebanie się kotwicy w dnie. Choć takie ciężarki są dostępne w handlu, można je stosunkowo łatwo zrobić samemu, topiąc ołów i wlewając go do niepotrzebnej doniczki. Nie zapomnijmy o zatopieniu w nim kawałka łańcucha, żebyśmy mogli przymocować ciężarek do liny kotwicznej i pamiętać o wcześniejszym zatkaniu dziurki często znajdującej się w dnie doniczki. Waga ciężarka winna być dostosowana do wielkości jachtu i ciężaru kotwicy.
Warto przy połączeniu kotwicy z łańcuchem zainstalować krętlik, który będzie przynajmniej częściowo zapobiegał splątaniu łańcucha i ułatwiał prawidłową współpracę łańcucha z kotwicą.
Winda i bojka kotwiczna
I jeszcze jedna sprawa: czy niezbędna jest na jachcie winda kotwiczna? To zależy nie tylko od wielkości jednostki, a co za tym idzie od ciężaru kotwicy, ale także od wieku i sił skipera. Elektryczna winda zajmuje sporo miejsca pod pokładem i potrzebuje naprawdę dużo energii. Jej ręczna odpowiedniczka wydaje się bardziej niezawodna, choć nie tak wygodna w użyciu. Nie można jej na przykład obsługiwać z kokpitu.
Jako linę kotwiczną stosuje się często taśmę o odpowiedniej wytrzymałości. Jest bardzo wygodna w użyciu i można ją wozić nawiniętą na bębny na koszu rufowym. Dotyczą jej te same ograniczenia co miękkiej, nieodpornej na ścieranie liny.
Wielką pomocą jest bojka kotwiczna. Zaczepiona do kotwicy wskazuje jej miejsce, a w przypadku konieczności nagłego jej pozostawienia ułatwia ponowne znalezienie i oddaje nieocenione usługi przy trudnościach z wyrwaniem kotwicy.
Kotwica na jachcie: jak ją przewozić?
Na Bałtyku nie możemy sobie pozwolić na zasztauowanie jej w zęzie, jak radził kiedyś Bernard Moitessier. To dobre na długie przeloty oceaniczne, jednocześnie lokuje się wtedy spory ciężar poniżej linii wodnej, co też może mieć znaczenie. Jeżeli chcemy kotwiczyć często, kotwica na jachcie musi być łatwo dostępna z pokładu.
Najczęściej mocowana jest na dziobie, a w szkierach, gdzie zwykle się staje, cumując dziób do sosenki, warto mieć możliwość rzucenia jej z rufy. W czasie żeglugi kotwica musi być solidnie przymocowana. Gdy tak duży ciężar uwolni się na fali, nie będzie łatwo go opanować, może uszkodzić nie tylko jacht, ale stanowić też zagrożenie dla załogi.