Reklama

Autor 17:32 Sport

Mecze, jakich świat nie widział?

W ostatni weekend września w Zegrzu Południowym odbyły się niecodzienne regaty – Otwarte Drużynowe Mistrzostwa Warszawy w klasie O’pen Skiff. W formule przyjętej przez organizatora, Sailing Legia, nie tylko zwycięstwo jednego zawodnika się liczyło, tylko dobro całego zespołu. Drużyny składały się z dwóch łódek.

Formułę meczów żeglarskich znamy od lat i nie trzeba ich zbytnio przybliżać. Wiadomo, to pojedynki, w których zwycięzca zdobywa punkt, przegrany zero, w których zgodnie z doktryną „nie ma drugiego” liczy się tylko zwycięzca. Match racing został wypromowany przez Puchar Ameryki, a dzięki wielkiemu prestiżowi regat o Stary Dzban, model ten emanował również na mniejsze jednostki. Potrzeba przybliżania żeglarstwa kibicom spowodowała potrzebę poszukiwania zarówno jednostek, które byłyby „przyjemne dla oka”, jak i zasad rozgrywania zawodów, aby były atrakcyjne (szybkie?), a przede wszystkim czytelne dla zwykłych kibiców, a nie tylko „znajomych królika”, czyli żeglarzy regatowych i ich rodzin.

Jeśli chodzi o regaty drużynowe, to bardziej znana jest ich forma w postaci wyścigów trzyosobowymi zespołami. Wówczas jednak nie ma remisów, co niweczy dodatkowy, bardziej bezpośredni element walki. Na Zegrzu ścigano się więc dwa na dwa w krótkich, kilkuminutowych wyścigach. Zwycięstwo i czwarte miejsce nic nie dawało, dlatego niejednokrotnie widzieliśmy sytuacje, kiedy lider wyścigu wracał na pomoc koledze w opałach, by przy wykorzystaniu zagrywek wyciągnąć go na lepszą pozycję.

Za zwycięstwo przysługuje punkt, za drugie – dwa, za trzecie – trzy i za czwarte – cztery. Czyli normalny żeglarski system „małych punktów”. Do zdobycia jest dziesięć „oczek”. W przypadku remisu (5:5) promuje się zespół, który przypływał na miejscach 2-3. Stąd też ofiarne halsy i „napaści” na rywali, by wykorzystując prawo drogi zmusić oponentów do błędów. Na wzór match racingu rywalizacji z najbliższej odległości przygląda się arbiter, który na bieżąco, na wodzie podejmuje decyzje o ukaraniu lub neutralizacji protestu. Kwestie sporne rozstrzygane są na bezpośrednio na wodzie.

Walka jest ze wszech miar ciekawa. Mimo że O’pen Skiff to klasa niezwykle efektowna, z jednej strony prosta, z drugiej zaś w swej prostocie wymagająca prawdziwego kunsztu i sporej sprawności fizycznej od żeglarzy. Jacht jest responsywny, szybko reaguje na najmniejsze ruchy sterem i zmiany trymu żagla oraz prędkości lub/i kierunku wiatru. Wymaga zaangażowania w żeglugę, czujności i świetnej równowagi. Świetna szkoła rzemiosła!

Zawodnicy nie tylko pomagają sobie, ale również próbują przechytrzyć przeciwników, stosują fortele niczym Jan Onufry Zagłoba, na przykład przez prowokowanie błędów i omyłkowej zmiany trasy. Porozumiewają się, doradzają, pokrzykują i dopingują. Nierzadko podpowiadają jak trymować żagiel i jakim kursem płynąć mniej doświadczonym kolegom. Tego „mikro skiffa” przewidziano dla zawodników w przedziale wagowym 30-65 kg. Podobno, nawet 90-kilowcy potrafią świetnie się na nim bawić.

Skoro już wiemy, na czym polegała formuła regat, które odbyły się tuż przy molo Hotelu 500 w Zegrzu Południowym, oddajmy głos trenerowi Adrianowi Palusowi, który z ramienia Sailing Legia wcielił się w rolę szefa komisji regatowej:

Tym razem Drużynowe Mistrzostwa Warszawy w żeglarstwie rozegrane zostały na nowoczesnej i widowiskowej klasie O’pen Skiff. Pomimo kapryśnej pogody udało się przeprowadzić dwie zaplanowane serie Round Robin (każdy z każdym). Na ich podstawie cztery drużyny z najlepszym bilansem zakwalifikowały się do niedzielnych półfinałów. W fazie pucharowej emocji nie brakowało. Walka o wejście do dużego finału trwała do ostatnich metrów, a skomplikowane zagrywki taktyczne niejednokrotnie prowadziły do nałożenia kar przez arbitra. Nie brakowało skrajnych sytuacji, a nawet wywrotek! To wszystko wpływało na niesamowitą widowiskowość rywalizacji. Kibice mogli dopingować swoje drużyny z najbliższej odległości, bo trasa została ustawiona tuż przy molo. W wielkim finale spotkały się dwie drużyny z KS Spójnia Warszawa. Po zaciętej walce lepsi okazali się Stanisław Ługowski i Krzysztof Maksymowicz, którzy zwyciężyli 2:0 z Józefem Krasowskim i Antonim Brzozowskim. Na trzecim miejscu sklasyfikowani zostali Jan Muszyński i Henryk Komenda. Z tego miejsca chciałbym podziękować Miastu Stołecznemu Warszawa, które współfinansowało nasze regaty – powiedział Adrian Palus.

W ferworze walki nie brakowało kolizji i wspomnianych wywrotek. Sędzia główny regat Michał Jodłowski miał pełne ręce roboty i – podobnie jak na licznych międzynarodowych regatach mistrzowskich, które w swej karierze sędziował – ani na chwilę nie mógł pozwolić sobie na dekoncentrację, bo akcja była gotowa eksplodować w każdej chwili. Jako że udział brali wciąż młodzi żeglarze ścigający się często na Optimistach, niektóre zawiłości regulaminowe arbiter wyjaśniał im chwilę po wyścigach albo już po zejściu z wody. Czołowa trójka otrzymała medale, a wszyscy drobne upominki.

Tekst i zdjęcia Dariusz Urbanowicz/bezpłatne materiały prasowe Sailing Legia

(Visited 276 times, 1 visits today)
Tagi: , , , Last modified: 13 października, 2020

Partnerzy serwisu

Zamknij