Reklama
Reklama

Autor 22:41 Żeglarstwo

Ocean Globe Race – pierwszy etap

Z pokładu „Pen Duicka VI” Ondra Kotab przysłał do redakcji kilka słów o pierwszym etapie Ocean Globe Race i przygotowaniach do drugiego etapu

Tekst i zdjęcia: Ondra Kotab

Podczas pierwszego etapu regat pokonaliśmy 7803 mil w 40 dni i 5 godzin. Choć przez większość czasu byliśmy na pierwszym miejscu, to na kilka dni przed Kapsztadem wyprzedził nas „Spirit of Helsinki”. Powodem był braku wiatru. Pomogliśmy trochę w zwycięstwie naszym rywalom, ponieważ przekazywaliśmy sobie nawzajem nasze pozycje i warunki pogodowe podczas uczciwych sesji radiowych. Dzięki temu wiedzieli, gdzie wiatru jest mało i logicznie rzecz biorąc, popłynęli bardziej na południe, gdzie było go więcej. Cóż, zapewne zachowalibyśmy się tak samo w podobnej sytuacji.

Rejs przebiegł sprawnie. Na pokładzie „Pen Duick VI” panował dobry nastrój i dobre samopoczucie. Uniknęliśmy także poważniejszych problemów technicznych. W olinowaniu zerwały się tylko dwie szekle. Na szczęście przydarzyło się to przy słabym wietrze. Pogoda była ogólnie łaskawa i tylko kilka razy wiatr osiągnął siłę większą niż trzydzieści węzłów. Czterdzieści  węzłów na anemometrze pojawiło się tylko dwukrotnie.

Podczas rejsu, oprócz moich normalnych obowiązków, zajmowałem się także astronawigacją. Wcześniej nie było to planowane, ale zacząłem to robić trochę dla własnej satysfakcji. Kiedy kapitan Marie i nawigator Philippe zobaczyli, że daję radę, całkowicie zostawili mi to zajęcie. I tak mierzyłem słońce w jego kulminacji, księżyc w różnych porach dnia, a planety Wenus i Jowisz o świcie. Nie mniej ważne są Syriusz, Capella czy Rigil Kentaurus, zwaną też Alfa Centauri. Z wysokości ciał niebieskich zmierzonych sekstantem obliczałem naszą pozycję wykorzystując polskie tablice nawigacyjne TN-74 i angielski Almanach Nautyczny.

Dzięki temu Marie i Philippe mieli więcej czasu na odpowiednie dobranie żagli przed regatami i opracowanie właściwej taktyki. I zrobili to doskonale. Większą część rejsu jak już wspomniałem płynęliśmy na czele floty z bardzo przyzwoitą przewagą. Przez obszar końskich szerokości przepłynęliśmy zupełnie sprawnie, w zasadzie można powiedzieć, że pasat północno-wschodni swobodnie przechodził na południowo-wschodni i w tym okrytym złą sławą rejonie wiatru zabrakło nam może przez dwie godziny. Z relacji żeglarzy, którzy tam byli, możemy wnioskować, że ten etap był dla nas wyjątkowo udany.  

Czas żeglugi, zanim dotarliśmy do zupełnego braku wiatru, wynosił 36 dni, co byłoby świetnym czasem. W Kapsztadzie byliśmy po 40 dniach i kilku godzinach. 50 lat temu zwycięski jacht, „Burton Cutter”, potrzebował 42 dni.

Niestety na mecie otrzymaliśmy dodatkową karę 72 godzin za uszkodzoną plombę na wodoodpornej torbie z telefonami. Pech. Torba była przechowywana w tym samym pomieszczeniu co żywność i najwyraźniej została uszkodzona podczas przenoszenia zapasów, bo nie było powodu jej otwierać. Wyciągnięto wnioski na następny raz i w kolejnym etapie pieczęcie zostały dla ochrony dodatkowo zaklejone taśmą.

Stopniowo do Kapsztadu docierały inne Jachty. „Translated 9” i „Maiden” przypłynęły niedługo po nas. Jako przedostatni we flocie, na niecałe 24 godziny przed startem 2. etapu, zameldował się „Explorer”.
Niektóre jachty musiały sobie radzić z większymi problemami. „Translator 9” musiał nawet wymienić maszt, a „Sterna” naprawić pęknięcia na maszcie przez co nie zdążył na start. Na „Maiden” i na „Evrika” były problemy z chorobami i drobnymi obrażeniami.

W Cape Town doszło do jednego ze tych wspaniałych spotkań, jakie czasem zdarzają się na morzu. W kwietniu pożegnałem się z moimi polskimi przyjaciółmi Darkiem i Agnieszką, którzy przypłynęli z Nowej Zelandii na swojej „Lady Twin” i teraz spotkaliśmy się ponownie. Uczciliśmy to między innymi wspólnym wejściem  na Górę Stołową.

W przygotowaniach do dalszej części rejsu pojawiło się pytanie o prognozy pogody. Stacje nadające mapy pogodowe są nieliczne a praktycznie jest to jedyne źródło informacji poza Internetem. Poprosiliśmy o przesyłanie nam tych informacji, tak jak to robiło Race Control 50 lat temu. Niestety odmówiono, ale przynajmniej obiecano, że zostanie wysłane ostrzeżenie, jeśli prognozowana prędkość wiatru będzie silniejsza niż 35 węzłów. Dyrektor wyścigu nalega, aby warunki pozostały takie same jak w 1973 r. Jednak wtedy Race Control dwa razy dziennie nadawało całej flocie tzw. biuletyny pogodowe. Inicjator i organizator OGR, Don McIntyre, w 2023 roku odrzucił ten przywilej. Wśród żeglarzy panowała zatem opinia, że ​​wolelibyśmy jednak przenieść się do roku 1973.

Amerykański jacht „Godspeed”, który opóźnił przybycie z powodu naprawy olinowania, na pewno nie pojawi się na starcie. Pytaniem jest, czy w ogóle będzie mógł kontynuować wyścig. Zgodnie z przepisami muszą przybyć do Kapsztadu nie później niż dwa dni po rozpoczęciu drugiego etapu.

W niedzielę, 5 listopada, jachty wystartowały do drugiego etapu prowadzącego do Sydney. Dwa jachty zostały w porcie, ponieważ po późnym dotarciu do mety pierwszego etapu nie zdążyły przygotować się na start. To „Sterna” i „Explorer”. Natomiast „Godspeed” w chwili startu był jeszcze 400 mil przed Kapsztadem.

Wszystkim zainteresowanym polecam śledzenie regat na stronie https://oceangloberace.com/ w zakładce LIVE. No i koniecznie trzymajcie kciuki!

(Visited 258 times, 1 visits today)
Tagi: , , Last modified: 22 grudnia, 2023

Partnerzy serwisu

Zamknij