Początek wyprawy Lodowe Krainy można by podsumować jako: wciąż pod wiatr!Po wyjściu z Gdańska silne zachodnie wiatry, które towarzyszyły “Inatiz” od momentu minięcia Rozewia sprawiły, że długi hals pod Kalmar i skorzystanie z wcześniejszej odkrętki wiatru pod północnymi brzegami Bałtyku, było jedynym scenariuszem na względnie szybkie przedostanie się w Cieśniny Duńskie.
Tekst i zdjęcia: mat organizatora wyprawy
W Skagen trzeba było poczekać na okienko w sztormowej pogodzie, które pozwoliło przedostać się na drugą stronę Skagerak, a potem… potem pozostały precyzyjne, krótkie skoki i chowanie się w szkierach i zakamarkach fiordów południowej Norwegii. Bo, wiało oczywiście mocno i zawsze z północnego zachodu i zachodu – czyli prosto w dziób! W takich warunkach przebycie ledwie 160 mil (w dobrym półwietrze nasza “Inatiz” spokojnie przemierzy tyle w dobę) zajęło łącznie ponad pięć dni!
Aż trudno uwierzyć, że w tym samym czasie zaprzyjaźnieni żeglarze wracający do Polski z Morza północnego narzekali na niedostatek zachodnich wiatrów. Chętnie byśmy się zamienili! Łapanie krótkich okien pogodowych – jakoś tak wychodziło, że zawsze nocą… – i wymuszone postoje w dzień w portach miało swoje zalety: pozwoliło to załodze na zwiedzanie pięknych zakątków wybrzeża Norwegii, dało szanse na przejażdżkę drezynami we Flekkefjordzie sprawiło, że “Inatiz” niechcący stała się gwiazdą zlotu zabytkowych aut.
I choć wszyscy mocno zmęczyli się takim intensywnym życiem, w sumie to byli bardzo zadowoleni. Taktyka małych skoków musi się skończyć wraz z rozpoczęciem II etapu wyprawy, prowadzącym z Norwegii przez Szetlandy i Wyspy Owcze na Islandię. Kapitan Maciej Sodkiewicz i nowa załoga z pewnością nie będą narzekać na nudę i brak wiatru. Zadba o to huragan Alex, który – jeśli nie zboczy z prognozowanej trajektorii – w ciągu kilku dni zaczepi swoimi obrzeżami o okolice Wysp Owczych.
Ciąg dalszy nastąpi…