Czy potrafilibyście wykonać odejście na żaglach od brzegu przy dopychającym wietrze? W dobie wszechobecnych silników może to wydawać się sztuką dla sztuki, ale taka umiejętność bywa czasami przydatna w praktyce. Przy okazji mamy szansę zaimponować żeglarzom… takim bardziej silnikowym.
Tekst i zdjęcia Mariusz Główka
PRZECZYTAJ TAKŻE Prawo drogi na śródlądziu: kto ma pierwszeństwo
Po raz pierwszy odejście na żaglach wykonałem wiele lat temu jeszcze pierwszym „Szamanem”, starym Ramblerem, który nigdy nie widział silnika i siłą rzeczy wszystkie manewry trzeba było robić na żaglach.
Grot w górę… jacht na brzegu…
Wtedy dało się to dość przypadkowo. Jako mało doświadczony żeglarz nierozważnie podszedłem do brzegu przy dopychającym wietrze, zupełnie nie zastanawiając się nad tym, jak później od niego odejdę. Znalazłem się w pułapce i desperacko próbowałem się z niej wydostać. Tak jak wówczas uczono „żagle stawiamy od rufy, a zrzucamy od dziobu”, zacząłem od postawienia grota, ale każda próba odejścia kończyła się tak samo… Po chwili walki z grotem i przeciwnym wiatrem lądowałem na plaży i to ku uciesze widowni, która dopiero co patrzyła z podziwem i zazdrością na żagle i mojego Ramblera.
W końcu po wielu próbach udało się odejść, ale to nie grot wyciągnął łódkę na wodę, nawet nie standardowy fok, tylko mały foczek o powierzchni ledwo trzech metrów kwadratowych.
Wiele lat później obserwowałem podobne próby odejścia na żaglach przy dopychającym wietrze w Zatoce Rajcocha na Jeziorze Dobskim na Mazurach w wykonaniu pani Instruktor Żeglarstwa (spocznij) wraz z kursantami. Efekt był podobny i wciąż powtarzalny: grot w górę i po chwili jacht był na brzegu. Znowu grot w górę i brzeg i znowu…
Odejście na żaglach: w czym tkwi problem?
Zacznijmy od tego, o czym i tak wszyscy wiedzą – że , który żegluje na wiatr ma dryf, większy lub mniejszy. Po to opuszczamy miecz, aby ten dryf minimalizować. Jednakże miecz (i płetwa sterowa) działa skutecznie dopiero wtedy, gdy jacht porusza się względem wody. Gdy nie ma prędkości, nie ma opływu wody o płetwę to nie wytwarza się siła hydrodynamiczna i jacht staje się niesterowany. To oznacza, że wiatr będzie z nim robił to co chce i zawsze zepchnie gona ląd.
Aby nie być zdryfowanym podczas próby odejścia od brzegu, trzeba rozpędzić jacht. Jeśli jest płytko, rozpędzamy go, maszerując po dnie. Jeśli jest głębiej i w dodatku przed podejściem do brzegu pamiętaliśmy o wyrzuceniu kotwicy na odpowiednio długiej linie – nadajemy mu prędkość poprzez wybieranie się na kotwicy.
Oczywiście w obu przypadkach opuszczamy miecz na tyle, na ile pozwala głębokość, a przy spychaniu jachtu na coraz głębszą wodę, sukcesywnie opuszczamy go nadal.
Zanim rozpoczniemy manewr odchodzenia, musimy przygotować żagle – napęd naszego jachtu. Rozwijamy foka (albo stawiamy, jeśli nie mamy rolera) i puszczamy go w łopot. Wybierzemy go dopiero wtedy, gdy rozpędzimy jacht. Po wybraniu foka możemy odpaść do pełnego bejdewindu czy nawet do półwiatru, jeśli wiatr nie wieje dokładnie prostopadle do linii brzegowej i pozwalają na to warunki brzegowe.
Wybieramy szota tak, aby żagiel był dość głęboki. W żadnym przypadku nie „na blachę”. Im fok będzie głębszy, tym większa będzie siła nośna na żaglu i jacht szybciej będzie się rozpędzać. Gdy nabierze prędkości, możemy zacząć ostrzyć, pamiętając przy tym o stopniowym wybieraniu foka. Grota dostawiamy dopiero wtedy, gdy znajdziemy się dostatecznie daleko od brzegu.
Odejście na żaglach: grot czy fok?
Dlaczego manewr odejścia od brzegu przy dopychającym wietrze ma większe szansę powodzenia na foku, a nie na grocie? Foka łatwiej kontrolować. Łatwo puścić go w łopot, gdy prędkość jachtu jest mała i istnieje niebezpieczeństwo, że dryf spowodowany działaniem wiatru na żagiel zepchnie łódkę na brzeg.
Z grotem będzie trudniej. Obciążony bomem ma większą bezwładność i nie ustawi się tak szybko w linii wiatru jak fok i tak szybko jak fok nie będzie za wiatrem podążał w łopocie.
Powierzchnia użytego żagla też ma duże znaczenie. Grot ma sporo większą powierzchnię niż fok, zatem będzie powstawać większa siła nośna. W fazie ruszania jachtu, gdy siła hydrodynamiczna na mieczu jest jeszcze mała, grot zawsze spowoduje duży dryf i łódka będzie szybko zepchnięta na brzeg. Dlatego lepiej postawić mniejszy żagiel, a przy silniejszym wietrze nawet może okazać się, że ze względu na równoważenie się sił na żaglu i na mieczu, najłatwiej będzie odejść na zarefowanym sztakslu, czyli częściowo odwiniętym foku. To tłumaczy dlaczego wiele lat temu Rambler nie mógł odejść od brzegu pod wiatr na grocie czy normalnowymiarowym foku, a udało się to na trzymetrowym żagielku.
Reasumując, stawiamy foka, nawet zarefowanego, gdy wieje mocniej i puszczamy go w łopot. Rozpędzamy łódkę, wybierając się na kotwicy albo pchając ją, wskakujemy do kokpitu, wybieramy szota i odpadamy ile tylko się da. Gdy już mamy sterowność i panujemy nad jachtem, robimy zwrot lub dostawiamy grota, w zależności od odległości od brzegu.
Przypomnę, warunkiem koniecznym powodzenia manewru jest nadanie wstępnej prędkości łódce. To oznacza, że w ten sposób nie odejdziemy pod wiatr od kei, chyba że wokół jest tyle miejsca, iż po mocnym odepchnięciu łódki, możemy odpaść do półwiatru i jest też na tyle głęboko, że możemy natychmiast opuścić cały miecz.
Odejście na żaglach… ale po co?!
Może ktoś zadać pytanie, po cóż to wszystko skoro niemal każdy jacht jest wyposażony w silnik i z jego pomocą odejście pod wiatr jest bezproblemowe? Cóż, czasami silnik odmówi współpracy. Może też okazać się, że przybrzeżne wodorosty skutecznie oplotą śrubę i w ten sposób uczynią silnik bezużytecznym. Możemy też znaleźć się w strefie ciszy w sytuacji, gdy wiatr zmienił kierunek na dopychający, a uruchomienie silnika będzie złamaniem prawa.
A może najważniejszym argumentem jest radość z panowania nad jachtem, posługując się tylko żaglami? Kiedy pływałem Ramblerem nie wszystkie manewry na żaglach były udane, zwłaszcza na początku. Ale do dziś, jeśli tylko mam taką możliwość, manewruję bez silnika. To znacznie lepiej smakuje!