Reklama
Reklama

Autor 03:25 Żeglarstwo 2 komentarze

Rejs rzekami z Warszawy na Mazury. Jachtem z Zegrza, Narwią i Pisą

z Warszawy na Mazury

Jeszcze 30 lat temu każdego roku, zanim zaczęły się wakacje, z Warszawy na Mazury – a właściwie z Zalewu Zegrzyńskiego – płynęła kawalkada jachtów. Wczesną jesienią podobna kawalkada zmierzała w przeciwna stronę. Później ten coroczny ruch zmalał praktycznie do zera… Ale nie zanikł całkiem. Niektórzy płyną Narwią i Pisą na na Mazury tylko po to, aby zobaczyć ten wspaniały szlak i posmakować tego, co kiedyś było koniecznością. Są wśród nich tacy, którzy po pierwszym razie zakochują się w przepięknych widokach i płyną kolejny raz, i kolejny … Do takich osób należę od dawna.

Tekst i zdjęcia Mariusz Główka

PRZECZYTAJ TAKŻE Czarter na Mazurach: jaki jacht wybrać, co sprawdzić?

Wiosną 2021 popłynęliśmy rzekami z Warszawy na Mazury już po raz szósty. Ruszyliśmy Focusem 690 „Szaman3” Wisłą w sobotę 8 maja, jeszcze sprzed Mostu Siekierkowskiego. Załoga składała się z trzech osób: Artur, Grzegorz i Mariusz (niżej podpisany). Od Zalewu Zegrzyńskiego aż do 138. km Narwi (niedaleko Ostrołęki) towarzyszyli nam Kazik i Roman na siedmiometrowym hausboacie ‘Pure Joy”.

Wcześniej, już na kilka tygodni przed rejsem, regularnie sprawdzaliśmy poziom wody w rzekach. Wszystkie trzy, Wisła, Narew i Pisa, utrzymywały się w stanach średnich, więc nie spodziewaliśmy się większych trudności. Jedynie pierwszego dnia rejsu pogoda próbowała nas zniechęcić. Wiało zimnem i od czasu do czasu padał deszcz.

Ruszamy z Warszawy na Mazury: przejście pod mostami

Tego dnia woda w Wiśle utrzymywała się na poziomie ok. 170 cm według wodowskazu na bulwarach wiślanych. Ponieważ wcześniej już żeglowałem przy podobnym poziomie, to wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie przejść pod wszystkimi mostami z postawionym masztem, od Mostu Siekierkowskiego aż do Kanału Żerańskiego.

Najniższym na naszej drodze był Most Śląsko-Dąbrowski. Jego prześwit, według istniejącego oznakowania, wynosi 8,18 m. Do topu Focusa 690 od lustra wody jest 10,5 m, ale należy pamiętać o tym, że wysokość podawana na znakach jest mierzona od najwyższej wody żeglownej. Pozostałe mosty są wyższe, począwszy od Siekierkowskiego a na Grota-Roweckiego kończąc. Rekordzistą jest Most Poniatowskiego, gdzie prześwit przy najwyższej wodzie żeglownej wynosi aż 12,89 m.

Maszt musieliśmy położyć dopiero przed wejściem do śluzy na Kanale Żerańskim. Później aż do Zalewu Zegrzyńskiego płynęliśmy ze złożonym masztem, bo po drodze jest wiele mostów i linii energetycznych. Jakiekolwiek wcześniejsze próby stawiania tu masztu nie mają sensu.

Po Zalewie warto pożeglować. Od Kanału Żerańskiego do najbliższego mostu w Wierzbicy mamy ponad 10 km jeziora, więc maszt poszedł do góry. Położyliśmy go znowu, ale tylko na chwilkę, przed mostem w Wierzbicy.

Od mostu aż do Pułtuska, nie ma żadnych przeszkód wymuszających jego złożenie, więc można śmiało płynąć ze stojącym masztem. Daje to nieporównywalnie większy komfort poruszania się po jachcie. Jest jeszcze jedna zaleta – można wspomagać się żaglami. Wprawdzie pływanie z postawionym grotem po kręcącej rzece wymaga dużej uwagi, ale pływanie z fokiem nie sprawia żadnych kłopotów. Wspomagaliśmy się tym żaglem i tym samym nasza prędkość mogła nieco wzrosnąć. W efekcie końcowym okaże się, że w ten sposób można zaoszczędzić nieco paliwa w drodze na Mazury.

Rejs z Warszawy na Mazury: Pułtusk

Pomiędzy Wierzbicą a Pułtuskiem Narew jest szeroko rozlana. To efekt jej spiętrzenia w Zalewie Zegrzyńskim. Żeglując można podziwiać pełne ptactwa wodnego zakamarki rzeki, co chwilę ukazujące się pośród trzcin. Widać je pod jednym i drugim brzegiem.

W Pułtusku, w okolicach 62 km rzeki maszt idzie w dół. Najpierw przechodzimy pod rurociągiem przerzuconym nad rzeką, później pod mostem drogowym, linią energetyczną, a na koniec pod mostem dla pieszych, znajdującym się już całkiem blisko pułtuskiego zamku. To tu, w kameralnym porciku zamierzamy spędzić noc. Podnosimy maszt, bo chcemy mieć wygodniej w kokpicie, a po drugie zamierzamy wejść do portu przy zamku. Pomijając już to, że nie powinno się wchodzić do jakiegokolwiek portu z położonym masztem, to do pułtuskiego szczególnie. To niezbyt duży porcik i w dodatku zazwyczaj zastawiony przeróżnymi łódkami. Od dużych, zamkowych, wożących turystów po Narwi, po niewielkie łódki wędkarskie.

Pierwszy nocleg

Port w Pułtusku jest malowniczo położony u podnóża zamku. Miło tu się odpoczywa. To ostatnie miejsce przed Ostrołęką, gdzie można nabrać wody do jachtowego zbiornika czy opróżnić jachtową toaletę chemiczną. Można też zrobić zakupy w pobliskich sklepach, jeśli okaże się, że o czymś zapomnieliśmy. Z paliwem jest gorzej, bo najbliższa stacja jest dość daleko. Dla nas nie był to problem, bo nasz zbiornik został zatankowany do pełna, a oprócz niego mamy kilka kanistrów z benzyną. Ruszając z Warszawy zabraliśmy łącznie 45 litrów paliwa, co najmniej na 4 dni pływania.

Z Warszawy na Mazury: port w Pułtusku
Port w Pułtusku

Następnego dnia, zgodnie z prognozą, pogoda wyraźnie się poprawiła. Jest słonecznie i ciepło. I tak już pozostanie do końca tygodnia i do końca rejsu.

Za Pułtuskiem koryto rzeki robi się wyraźnie węższe ale jest wystarczająco dużo wody, aby bezpiecznie i bezproblemowo pokonywać łagodne zakręty Narwi. To nie meandrująca Pisa. Płyniemy na luzie rozkoszując się pogodnym dniem i widokami pięknych okolic. Wykorzystujemy wiatr wiejący głównie z południa i cały czas wspomagamy się fokiem. Nie musimy się bać o maszt. Najbliższy most jest dopiero w Różanie, w tym dniu poza naszym zasięgiem.

Z poprzednich rejsów pamiętaliśmy, że na 100. km w nurcie leżą niebezpieczne głazy. Na szczęście na jesieni 2020 roku usunięto je i zrobiło się bezpieczniej.

Po noclegu w porcie spędziliśmy noc na dziko w okolicach 102. km rzeki, w pięknym miejscu na skraju lasu, z dala od hałasów. Jedyne dźwięki jakie było słuchać to świergot ptaków i plusk wody o burty zacumowanych jachtów. Fantastyczne uczucie nie słyszeć odgłosów cywilizacji.

Z Warszawy na Mazury: ruszamy dalej Narwią

Rano ruszamy dalej. Naszym celem jest dobrze nam znane miejsce na 138. km Narwi. Tu od kilku lat spotykamy się z przyjaciółmi z Ostrołęki. Aż do Różana płyniemy pośród lasów. Gdzieniegdzie widać schowane pomiędzy drzewami domki letniskowe. Doskonała okolica do spokojnego wypoczynku.

W Różanie, na 118. km mamy most i zaraz za nim przewody elektryczne. Jak w poprzednich latach nie mogę napatrzeć się na oznakowanie nawigacyjne znajdujące się na barierce mostu. Jest ono, można rzec, dość nowatorskie. Sprawnie kładziemy maszt i po kilku minutach znów go stawiamy. Tego dnia, aż do 138 .km nie spotkamy już żadnych przeszkód. Gdy znaleźliśmy się tam pod wieczór, nasi przyjaciele już na nas czekali. Czekał też grill ze smakowitymi specjałami. Było miło i wesoło aż do późnego wieczora.

W okolicy 138. km rzeki Narew płynie pośród lasów. Jej brzegi są bardzo malownicze, czasem wysokie, czasem płasko schodzące do wody. Niestety ze smutkiem zauważyliśmy, że są też coraz bardziej zaśmiecane. Nie rozumiem jak można zostawić po sobie puszki, butelki i inne śmieci. Przecież ludzie (głównie wędkarze) docierają tu lądem, zazwyczaj na kołach, i zebranie tego co i tak się przywiozło nie powinno stanowić jakiegokolwiek problemu.

Kolejny dzień przywitał nas słońcem i ciepłem. Niespiesznie ruszyliśmy dalej. Przed nami Ostrołęka w odległości zaledwie 10 km. Już po przebyciu 5 km kładziemy maszt, bo na 143. km rzeki jest linia energetyczna przewieszona nad nurtem. Ale to nie koniec przeszkód. Na 145. km znajduje się most kolejowy, a po jego obu stronach napotkamy kolejne linie energetyczne.

Nowy port w Ostrołęce

Przez niemal cały rok 2021 będą trwały prace związane z budową nowego mostu. Stara konstrukcja jest rozbierana, a później będzie wykonywana nowa przeprawa. Przed rejsem warto wejść na stronę Wód Polskich (RZGW Białystok) i sprawdzić aktualne komunikaty nawigacyjne. W związku z pracami rzeka może być okresowo zamykana dla żeglugi.

Zaledwie 2 km za mostem kolejowym, na 147. km rzeki mamy kolejny most, tym razem drogowy, oraz kolejne przewody elektryczne. Tu przed mostem możemy się zatrzymać w całkiem nowym porcie otwartym w 2019 roku. Można uzupełnić zapas wody w jachtowym zbiorniku oraz wyrzucić śmieci. Po drugiej stronie rzeki ok. 200 m od mostu znajduje się stacja paliw. Skorzystaliśmy z okazji i zrobiliśmy 500 metrowy spacer z kanistrami. Wróciliśmy na jacht z 30 litrami benzyny. Teraz starczy nam paliwa już do końca rejsu.

Z Warszawy na Mazury: port w Ostrołęce jeszcze pusty
Port w Ostrołęce jeszcze pusty

Kilkaset metrów dalej, ale wciąż na tym samym kilometrze Narwi, znajduje się drugi most drogowy i kolejna linia energetyczna. Płynąc jeszcze dalej docieramy do Elektrowni Ostrołęka położonej pomiędzy 148 a 149 km. To tu w 2018 roku o mało co nie utknęliśmy, bowiem wówczas trwała budowa zapory bukłakowej, pozwalającej podnieść wodę w rzece do poziomu niezbędnego do pracy elektrowni. Na szczęście prace zostały dawno zakończone i tym razem nie było problemu z przepłynięciem. Tego dnia w Ostrołęce woda osiągała 160 cm, a zapora przegradza rzekę dopiero wtedy, gdy jej poziom spada do 60 cm.

Uwaga na linie wysokiego napięcia!

Oprócz zapory, w okolicy elektrowni trzykrotnie spotkamy linie energetyczne, a przy samej zaporze wiszący nad rzeką obudowany taśmociąg, którym na drugi brzeg są transportowane popioły z elektrowni.

Na 154. km rzeki napotkamy na jeszcze jedną linię energetyczną. Dalej, aż do Nowogrodu, mamy już spokój. Można postawić maszt i poruszać się swobodnie po pokładzie. Wprawdzie na 165 km zobaczymy znak ostrzegający o przewodach, ale okazało się, że linia została puszczona pod dnem rzeki a znaków nie zdjęto.

Dalsza żegluga do Nowogrodu przebiegła bezproblemowo. Można było cieszyć się słońcem i podziwiać otaczającą nas przyrodę. Co jakiś czas pokazywały się na brzegach zabudowania, choć przeważały łąki i lasy.

Przed samym Nowogrodem w okolicach 169 km, znajduje się kolejna linia energetyczna, przed którą trzeba położyć maszt. Nie warto go już stawiać, bowiem po kilometrze dopływamy do mostu w Nowogrodzie. W pobliżu mostu można zacumować i nawet przenocować. Kiedyś skorzystaliśmy z tej możliwości. Nowogród to ostatnia okazja do uzupełnienia paliwa, choć zdecydowanie gorsza niż w Ostrołęce. Stacja paliw jest dość odległa od rzeki.

Z Warszawy na Mazury: most w Nowogrodzie
Most w Nowogrodzie

Z Warszawy na Mazury: w Nowogrodzie…

Zaraz za mostem po prawej stronie zobaczymy słynny skansen. Jeżeli zamierzamy zatrzymać się w Nowogrodzie to warto go odwiedzić. Właśnie naprzeciw skansenu Pisa wpada do Narwi. Tym razem nie korzystaliśmy z gościnności Nowogrodu, więc po przepłynięciu pod mostem od razu skierowaliśmy się na Pisę. Wejście na rzekę jest dobrze oznakowane i odnalezienie go nie sprawia trudności. Maszt położony jeszcze przed mostem powinien pozostać w tej pozycji, bowiem ok. 1 km od ujścia Pisy do Narwi, we wsi Morgowniki przepływamy pod mostem drogowym, a zaraz za nim nad rzeką przewieszono przewody elektryczne.

Ale to nie jedyne utrudnienia. Odcinek pomiędzy ujściem Pisy a mostem aż roi się od kamieni. Ostrzegają o tym znaki ustawione w obu kierunkach. Na szczęście stan wody w Pisie wciąż utrzymywał się na poziomie stanów średnich, a my już na 138. km Narwi założyliśmy krótką płetwę sterową. Tym razem obyło się bez przygód, choć kiedyś przy niższej wodzie zaliczyliśmy kilka kamieni w tym miejscu. Trzeba szczególnie uważać a i oko na dziobie może się przydać.

Krótka płetwa sterowa już założona

Gdy wchodziliśmy na Pisę były już godziny późno popołudniowe więc szukaliśmy dogodnego miejsca do zacumowania. Na pierwszą noc na Pisie zatrzymaliśmy się niedaleko miejscowości Baliki. Po zacumowaniu postawiliśmy maszt żeby mieć wygodniej w kokpicie. Rano sprzęgliśmy rumpel steru z rumplem silnika łącznikiem przygotowanym przed laty. Dzięki temu wraz z wychylaniem steru również skręcaliśmy silnik. To bardzo poprawia sterowność na ciasnych zakrętach Pisy.

Rano ruszyliśmy dalej. W pobliżu miejscowości Jurki spotkaliśmy pierwszą tego dnia linię energetyczną (niestety na Pisie praktycznie nie ma oznakowania kilometrowego, więc tylko w ten sposób można uściślić lokalizację kolejnych przeszkód). Kilka kilometrów dalej, w pobliżu wsi Piastuno Żelazna są następne przewody, a po kolejnych kilku kilometrach, gdy dotrzemy do miejscowości Dobrylas, ujrzymy kolejną linię i pierwszy tego dnia most drogowy.

Rejs z Warszawy na Mazury: meandrująca Pisa

W Dobrymlesie zatrzymaliśmy się na trochę, bowiem całkiem niedaleko mostu znajduje się dobrze zaopatrzony sklep, w którym uzupełniliśmy nasze zapasy. Właściciel sklepu był tak miły, że pozwolił zostawić jachtowe śmieci w sklepowym śmietniku.

Cały czas płynęliśmy z położonym masztem. Tego dnia było jeszcze 5 mostów i wiele linii energetycznych. Pierwsze przewody za Dobrymlasem przecinają rzekę w pobliżu miejscowości Poredy. Następne 2 linie, w odstępie ok. 1 km, są w pobliżu wsi Cieciory, a kolejne 3 linie są w okolicy wsi Ptaki. W Cieciorach i w Ptakach są też mosty. Niedaleko wsi Szablaki mijamy kolejne druty nad rzeką a nieco dalej, przy wsi Kozioł, kolejne 2 linie energetyczne. W samej wsi jest też most drogowy. Tego dnia mijaliśmy mosty jeszcze w miejscowościach Wincenta i Jeże. Za Jeżami zatrzymaliśmy się na noc.

Meandrująca Pisa

Poranek po nocy spędzonej za Jeżami rozpoczął szósty dzień naszego rejsu. Zazwyczaj tego dnia osiągaliśmy Pisz i wpływaliśmy na jeziora. Wyglądało na to, że i tym razem tak się stanie.

Ostatnia cześć Pisy meandruje wśród lasów. Ze względu na korony drzew momentami całkowicie zakrywające niebo nad rzeką, położyliśmy maszt jeszcze przed odcumowaniem. To wymagało z kolei uwagi przy pokonywaniu zakrętów. Pół biedy gdybyśmy topem leżącego masztu zaczepili o krzaki. Gorzej jeśli byłby to pień drzewa. Na szczęście blisko Piszu rzeka nieco się prostuje i maleje ilość ostrych zakrętów.

Rejs z Warszawy na Mazury: meta w Piszu

Tego dnia, zanim dotarliśmy do Piszu, na naszej drodze był już tylko most w pobliżu miejscowości Dziadowo. Natomiast na koniec, w samym Piszu minęliśmy dwa mosty drogowe, most kolejowy i kilka linii energetycznych.

Tak jak podczas poprzednich rejsów, w czwartek, szóstego dnia od oddania cum w Warszawie,

wczesnym popołudniem weszliśmy na Jezioro Roś. Dotarliśmy na Mazury. Pozostało jeszcze tylko dotrzeć na Jezioro Nidzkie, do Karwicy, tam gdzie stacjonuje Szaman3. Mieliśmy na to 3 dni spokojnej żeglugi.

Pora na kilka zdań podsumowania. Z Warszawy do Pisza jest nieco ponad 270 km z czego Wisłą ok. 13 km, Kanałem Żerańskim ok. 17 km, po Zalewie Zegrzyńskim ok. 12 km, Narwią ok. 150 km i Pisą ok. 80 km. Płynęliśmy 7 metrowym jachtem Focus 690 „Szaman3” z 3 osobową załogą. Nasz jacht napędzała czterosuwowa Honda o mocy 8 KM. Przez większą część drogi utrzymywaliśmy prędkość w okolicach 6 – 7 km/h względem dna, przy umiarkowanych obrotach silnika. Pomiędzy Warszawą a Piszem zużyliśmy ok. 55 – 60 litrów paliwa (wyruszając z Warszawy mieliśmy 45 litrów).

Rejs rzekami z Warszawy na Mazury: jak się do niego przygotować?

Już na kilka tygodni przed jego rozpoczęciem regularnie sprawdzam poziom wody w Wiśle, Narwi i Pisie. Wystarczy wejść na https://hydro.imgw.pl/#map/21.7001,52.9377,9,true,false,0 żeby zobaczyć aktualne dane. To ważne, bo w roku 2020 woda była wyjątkowo niska (w Ostrołęce ledwie 65 cm) i musieliśmy zrezygnować z rejsu. Wyszliśmy z założenia, że to ma być forma relaksu, a nie tydzień spędzony w napięciu: uda się czy się nie uda przepłynąć.

Przed rejsem warto wykonać przegląd silnika. To ważny element przygotowań. Od kondycji naszego silnika zależy powodzenie wyprawy. Należałoby też pomyśleć o możliwości sprzężenia silnika z rumplem steru. Jak pisałem wcześniej na ciasnych zakrętach Pisy to jest bardzo przydatne. Ja kiedyś zrobiłem to w sposób bardzo prosty. Użyłem jednometrowego odcinka gwintowanego pręta M8. Nawierciłem rumpel steru i rumpel silnika, z kawałków profilu aluminiowego wykonałem mocowania i obracając nakrętkami M8 dobrałem taką długość pręta, przy której silnik wychylał się synchronicznie ze sterem.

Z pewnością warto wykonać drugą, krótką płetwę sterową. Standardowa płetwa może być skuteczna tylko wtedy, gdy poziom wody w rzekach utrzymuje się w strefie stanów wysokich. Przy niższym poziomie taka płetwa będzie regularnie zaczepiała o dno i przeszkody leżące na dnie. Krótką płetwę „rzeczną” można samemu wyciąć z odpowiednio grubej sklejki (bądź ze sklejonych kilku warstw cieńszej) i sprofilować na krawędzi spływu i na krawędzi natarcia. Długość tej części która jest zanurzona w wodzie może być ok. 10 cm większa niż zanurzenie jachtu przy podniesionym mieczu.

Co jeszcze? Przyda się świder cumowniczy i to nie tylko podczas rejsu Narwią i Pisą. Czasem, zwłaszcza na Pisie, wypada stanąć w miejscu gdzie dookoła są łąki i wtedy powstaje problem: do czego zacumować? Pojedyncze drzewo czy solidny krzak jeszcze się znajdzie, ale rzadko kiedy na łące można spotkać dwa drzewa w odległości takiej, żeby można było sięgnąć je cumą dziobową i rufową jednocześnie. Wtedy świder cumowniczy bardzo się przydaje.

Z Warszawy na Mazury: Świder cumowniczy często się przydaje
Świder cumowniczy często się przydaje

Zadbaj o wyposażenie jachtu!

Dobrze jest wyposażyć jacht w nieco więcej narzędzi niż te które mamy na nim na co dzień. Ja na taki rejs zabieram akumulatorową wkrętarkę i komplet wierteł. Tym razem przydały się, gdy puścił nit na mocowaniu zamknięcia achterpiku. Oczywiście przydała się też nitownica.

Jeżeli jest to możliwe, na Pisę warto zabrać piłę łańcuchową, a jeżeli nie ma takiej możliwości to zwykłą ręczną piłkę do drewna. Takie narzędzia mogą okazać się niezbędne, gdy natkniemy się na powalone drzewo całkowicie przegradzające rzekę. Przyznam, że jeszcze nigdy nie znaleźliśmy się w takiej sytuacji, ale w poprzednich latach kilkukrotnie trafialiśmy na drzewa niemal przegradzające nurt. Szczęśliwie udawało się przecisnąć pomiędzy wierzchołkiem a brzegiem, więc jak na razie piła łańcuchowa przydawała się tylko wtedy, gdy trzeba było pociąć grubsze kawałki drewna na ognisko.

Na mojej łódce zawsze jest zestaw naprawczy w postaci żywicy i maty z włókna szklanego, bo uważam, że warto mieć możliwość awaryjnego zalaminowania uszkodzeń w skorupie jachtu. Wożę też tubę sikaflexu i oczywiście „srebrna taśmę”. To przydaje się przy naprawach drobniejszych uszkodzeń.

Z Warszawy na Mazury: Przystanek w Dobrymlesie
Przystanek w Dobrymlesie

Rejs rzekami: co z tym masztem?!

Jeszcze kilka zdań o maszcie. Wielu żeglarzy płynąc z Warszawy na Mazury Narwią i Pisą wypina go z cęgów i przesuwa na kosz dziobowy, zmniejszając tym samym odległość od pawęży do topu położonego masztu. Na Narwi nie ma to jakiegokolwiek sensu, bo można płynąć z postawionym masztem, który kładziemy raz czy dwa razy dziennie. Nieco inaczej może to wyglądać na Pisie. Po doświadczeniach z wcześniejszych rejsów Pisą, tym razem stopa masztu pozostała w cęgach, a niemal cała jego stenga znajdowała się za pawężą. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bo przy takim poziomie wody można było nieco ścinać zakręty na meandrującej rzece i tym samym nie ryzykowaliśmy, że zaczepimy topem masztu o nabrzeżne krzaki czy drzewa. Wprawdzie pomiędzy Dobrymlasem a Jeżami koryto rzeki otaczają głównie łąki, ale pomimo tego krzaki i drzewa pojawiają się dość często.

Można by było też płynąć z postawionym masztem i kłaść go przed każda przeszkodą, ale wtedy pojawia się inny problem. Korony niektórych drzew rosnących na samym brzegu są tak rozłożyste, że ich gałęzie znajdują się niemal nad cała szerokością rzeki i wtedy można o nie zaczepić topem.

Przepłynięcie rzekami z Warszawy na Mazury daje z pewnością wiele satysfakcji, ale też dostarcza mnóstwo pozytywnych wrażeń. Jesteśmy w stałym kontakcie z przyrodą, widzimy jej piękno, często niedostrzegalne z lądu. To niezapomniana przygoda. Za rok znów popłyniemy!

(Visited 9 936 times, 1 visits today)
Tagi: , , , , , , Last modified: 15 września, 2021

Partnerzy serwisu

Zamknij