Układ kokpitu, rozplanowanie pokładu i wnętrza to kolejne cechy jachtu, które mają ogromne znaczenie przy codziennym jego użytkowaniu. Dobrze też zastanowić się, jaką wartość będzie miała wybrana łódź po dłuższym czasie użytkowania. To kolejne istotne kwestie do rozważenia przed udaniem się na jachtowe zakupy.
Tekst Katarzyna Bruzda-Sinica
zdjęcia Katarzyna i Marcin Sinica
PRZECZYTAJ TAKŻE Jak wybrać jacht, żeby później nie narzekać?
W poprzednim odcinku było o tym na co patrzeć, co czytać z danych technicznych i o tym, że jednostki pływające mają pięty achillesowe. W tym odcinku rozważymy, jak długość korytarza może wpłynąć na… ciągłość związku małżeńskiego i czy imprezy mogą zawierać element taneczny.
Zakup jachtu: kokpit – centrum życia na zewnątrz
Kokpit, zwłaszcza w tropikach, to centrum życia. Jeżeli wybierasz katamaran lub nawet trimaran, to kokpit jest w zasadzie twoim tarasem. Życie na kotwicy, imprezy, zachody słońca – wszyscy chcą być u ciebie. Zasada jest taka: jeżeli w grupie znajomych są mono i multihulle, to imprezy nigdy nie odbywają się na mono. Ten kij ma dwa końce! Żarty żartami, ale kokpit, jego wielkość i położenie to jeden z ważniejszych warunków bezpieczeństwa żeglowania. Jak pisałam wcześniej, latające ryby? W nocy? W plecy? Nie – dziękuję. Centralny kokpit był dla nas priorytetem. ALE…. Pytanie najważniejsze, to czy chcesz go przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza? Zwłaszcza na jachtach 40-45 stóp, taki kokpit jest zwykle dość mały. Mały stół, utrudniona komunikacja. Do żeglowania super, do życia… no cóż – według mnie jego podstawowych zalet trzeba szukać pod pokładem.
Kokpit z tyłu daje łatwy dostęp do wody, fajne kąpanie, łatwe łowienie ryb, łatwe wsiadanie na ponton. Zwykle wiąże się z całkiem dużym stołem i wygodą funkcjonowania. Taki układ wymusza jednak inne rozwiązania we wnętrzu (o czym za chwilę), a to może zaważyć na decyzji. Jeśli chodzi o katamarany, to warto sprawdzić, jak jest rozwiązane stanowisko sterowe. Niektóre katamarany, jak na przykład Catana czy inne szybkie wielokadłubowce mają stanowisko sterowe na burcie, co ogranicza widoczność przy manewrach portowych i dodatkowo może dla niektórych być mało komfortowe, szczególnie przy wysokich falach. Myśl: fale i 40 węzłów wiatru w twarz, deszcz i autopilot odmawia posłuszeństwa. A deszcz… ciepły nie ciepły, po chwili nawet w tropikach jest zimno.
Jako pożywkę dla wyobraźni dorzucam na koniec mały skarb – kokpit w Discovery 55, w którym stanowisko sterowe jest oddzielone od części towarzyskiej i po wyjęciu gretingu jest idealnie wyprofilowaną wanną, z podprowadzoną ciepłą wodą. Czy coś może brzmieć lepiej niż wanna? Parafrazując poetę…, ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił!
Rozplanowanie jachtu
Rozplanowanie jachtu jest istotne zarówno w trakcie żeglugi jaki i na kotwicy czy w marinie. W pierwszym przypadku należy sobie odpowiedzieć, jak długo będziesz w stanie gotować w danej kuchni, czy dasz radę przejść bez urazów do toalety i czy nie spadniesz z koi jak kilkumetrowe fale boczne będą miotać jachtem na oceanie. O tym mówiłam już wcześniej przy okazji mieszkalności. Nie można pominąć tego warunku, bo niestety faktem są przestrzenne katamarany, na których nie ma się czego złapać, a ruch katamaranu bywa wstrętny jak strzał z bicza. Osobiście jesteśmy związani przysięgą złożoną naszemu synowi, że nigdy nie przeprowadzimy się na katamaran i pomimo tego, że co jakiś czas droczymy się z nim, bo woli się bawić z kolegami na katamaranach, to twardo trzyma się zdania, że na katamaranach jak się żegluje to się wymiotuje, a na mono nie.
Rozplanowanie jest również istotne ze zgoła innego powodu. Życie żeglarza podróżnika, o ile nie złożył ślubów pobicia rekordu prędkości opłynięcia świata, składa się w większości z wiszenia na kotwicy lub na cumach w porcie. W końcu po coś przepływamy ocean jeden, drugi, trzeci. Trzeba zobaczyć, poznać, posmakować i powąchać inności.
W kategorii życia na pokładzie samotni żeglarze muszą się zmierzyć ze zgoła innymi problemami niż 5. osobowa rodzina plus pies. Nie mniej jednak, w każdym przypadku, rozplanowanie powinno być dostosowane do naszych potrzeb, charakterów i okoliczności w jakich przyjdzie nam żyć. Wspomniany wcześniej kokpit centralny narzuca, a raczej gwarantuje rozdzielenie stref życia i zapewnienie odrobiny prywatności w kabinie na rufie. Jachty z kokpitem rufowym, w zależności od długości, mogą mieć kilka kabin, jednak sąsiadują one bezpośrednio z salonem. Większe katamarany i trimarany oferują w zasadzie prywatność każdemu na pokładzie, wliczając w to psa, kota i kurę. Jednak małe katamarany ok.40 stóp mają zwykle nieduże salony i w rejonach zimniejszych, gdzie długotrwałe przebywanie na zewnątrz jest nieprzyjemne lub nawet niemożliwe, może być uciążliwe. Polecam zastanowić się nad tym punktem zwłaszcza osobom, które planują pracować w trakcie podróży. Do pracy potrzeba miejsca i spokoju. Wiem z autopsji i bardzo się cieszę, że mam drzwi do swojej kabiny na rufie.
Dla zainteresowanych polecam książkę „World Cruising Survey” Jimmiego Cornella. Jimmi jest sławą wśród cruiserów, z doświadczeniem w pływaniu po naszej planecie sięgającym ponad 40 lat. Jest autorem wielu bardzo praktycznych książek, o czym zamierzam napisać wkrótce oraz współprojektantem kilku jachtów w tym, ostatnio zwodowanego, katamaranu Outremer Aventura Zero, który szczyci się zerową emisją dwutlenku węgla. Wspomniana książka zawiera m.in. opis najbardziej pożądanych cech jachtu podróżniczego od konstrukcji jachtu po wyposażenie na pokładzie, na podstawie zebranych opinii tysięcy żeglarzy, których spotkał po drodze. O ile nikt nie powinien ani żeglować na statystycznych wiatrach ani kupować statystycznych jachtów, o tyle można tam znaleźć typowe problemy z którymi każdy z nas, liveaboards, niewątpliwie się spotkał, bardzo często nie do przewidzenia z perspektywy życia na lądzie.
Zakup jachtu: cena vs. wartość długoterminowa
No to teraz, gdy już wreszcie wiesz, co ten wymarzony jacht musi mieć i jak wyglądać, musisz sobie zadać trudne pytanie: ile chcesz i możesz na niego wydać? Nie ma co ukrywać, jachty i ich utrzymanie kosztują, ale życie na morzu często jest dużo tańsze niż na lądzie. Nie chcę tu absolutnie nikogo zrażać. Wszystko jest możliwe, nie tylko dla bogaczy. Tak jak wspominałam, spotykamy żeglarzy w grubym portfelem, jak również takich, którzy mają ciut ponad nic.
Przy określeniu ceny, jaką jesteśmy w stanie zapłacić, warto się zastanowić, czy jacht będzie naszym domem przez długi czas, czy jest to wyprawa o określonej dacie zakończenia. Jeżeli za 2, 3… 5 lat zamierzasz ten jacht sprzedać, to warto wybrać taki, który będzie łatwo zbywalny. Wielu Amerykanów sprzedaje swoje domy i w ramach kredytów mieszkaniowych kupują jachty za równowartość domów (nie wiem czy w Polsce jest to możliwe, w Holandii nie). Pływają kilka lat i sprzedają je z jakąś stratą, lub i nie, bo okazuje się, że ostatnio rynek oszalał i nasz znajomy sprzedał jacht o 140 tys. dolarów drożej niż kupił. Żeby takie coś przewidzieć, trzeba by było uzbroić się w jakąś porządną kulę kryształową lub popracować nad umiejętnościami czytania z fusów.
Z reguły jachty seryjne renomowanych stoczni, znanych z dobrych jachtów dalekomorskich, sprzedają się lepiej. Z tego co wiemy to katamarany mają magiczny wiek 20 lat powyżej którego trudno je sprzedać i tracą na wartości. To jedna z tych teorii powtarzanych tak długo, że ostatecznie działa, bo dużo osób w nią wierzy. Rynek wtórny jachtów, tak jak każdy rynek, opiera się na psychologii i modach.
Jachty budowane pod zamówienie, jednostkowe, tzw. one-off, są często niezwykle interesujące, jednak warto zadbać o sprawdzenie dokumentacji technicznej, chociażby zdjęciowej, z procesu budowy i zamówić bardzo dokładną inspekcję (survey) u renomowanego surveyora. Sprzedaż takiego jachtu jest trudniejsza, a utrata wartości trudna do przewidzenia. Jachty przygotowane i wyposażone do żeglugi dalekomorskiej są sprzedawane często przez znajomych, przez Facebooka. Warto zapisać się do kilku grup cruiserskich i obserwować. Takie jachty, które opłynęły świat lub jego większą część są zwykle dobrze utrzymane i wyposażone, minus – żeby zobaczyć takie perełki za dobrą cenę, trzeba przelecieć często pół świata. Prawda jest taka, że żeglarstwo oceaniczne nie jest dla wszystkich i często po przepłynięciu któregoś z oceanów ludzie rezygnują. Dlatego Karaiby, Polinezja są takimi miejscami, których można trafić niezłą okazję. Teraz w epoce koronawirusa, jachty zmieniają właścicieli w zadziwiającym tempie. Trudno ocenić, kogo jest więcej, czy tych którzy zrezygnowali z planów, czy tych, którzy je przyspieszyli. Świat przeszedł w tryb online i w zasadzie nie ma przeszkód, żeby pracować z pokładu jachtu zakotwiczonego w błękitnej wodzie niedaleko plaży, a do tego jaka oszczędność na rachunkach za ogrzewanie!
Zapytacie się zapewne, co z jachtami po czarterowymi. To zależy od jachtu. Generalnie uważam, że każdy jacht, niezależnie od kogo kupowany, powinien być dokładnie sprawdzony konstrukcyjnie. Uszkodzenia jachtu w wyniku jakichkolwiek kolizji, wpłynięcia na rafę czy kamienie są trudne do ukrycia. Jeżeli są naprawione, to jakość naprawy też jest możliwa do oszacowania. Jest to szczególnie ważne w przypadku jachtów po-czarterowych. Myślę, że wielu z nas widziało filmiki na YouTube z Grecji czy Chorwacji, na których świetnie widać dbałość o jachty oraz kunszt żeglarski czarterujących.
Jeśli chodzi o nas, to marzył nam się Discovery albo Hallberg-Rassy, ale w totka nie wygraliśmy na czas, więc skierowaliśmy swoją uwagę na inne sprawdzone w oceanicznych trudach typy. Pod kątem właściwości morskich i w naszym zasięgu były Westerly i Moody z lat osiemdziesiątych/dziewięćdziesiątych, o wielkości 40-43 stopy. Ostatecznie nasz Moody wygrał przestronnością i jasnością wnętrza, trzema kabinami, centralnym kokpitem, bardzo wygodną sypialnią i bardzo dobrym stanem laminatów i wnętrza. Nasz pływający dom to Moody 419 z 1985 roku, zaprojektowany przez słynnego Billa Dixona. Renomowana firma, znany projektant – jachty te nie tracą już tak bardzo na wartości, więc jakby co, mamy szanse sprzedać go bez straty, zwłaszcza, że cały czas go doposażamy i odnawiamy.
Zakup jachtu: podsumowanie
Strony internetowe to świetny start do poszukiwań. Jest ich bardzo wiele. Kilka podstawowych to:
www.boatshed.com – warto zajrzeć na strony z różnych krajów, mają inne ogłoszenia www.apolloduck.com
www.yachtworld.com
www.jryachts.com – John Rodriguez zajmuje się sprzedażą jachtów dalekomorskich gotowych do żeglugi, często dobrze wyposażonych. Zresztą John też opłynął świat dookoła ze swoją rodziną, co opisała jego żona w książce „Sail away – how to escape the rat race and live the dream”. Dane techniczne jachtów, często z rozplanowaniem, można sprawdzić na sailboatdata.com
Oprócz popularnych stron internetowych warto zajrzeć na Facebooka, który jest nie tylko bardzo popularną formą komunikacji, ale i handlu wśród miłośników cruisingu. Bardzo często można tam znaleźć ciekawy jacht, który już przepłynął kawał świata i ma dobrą cenę. Czego szukać? Grup: Cruisers Information (różne w zależności od regionu), Sailing vessels for sale by owners, liveaboards… grup jest mnóstwo łącznie z grupami dla tych, którzy dopiero planują. Tam warto zadawać pytania, bo „cruiserzy” są zwykle bardzo pomocni i przyjaźni.
Gdy nasze poszukiwania przeszły etap selekcji typów, zaczęliśmy oglądać je w naturze. Najpierw, w najbliższej okolicy, sprawdzaliśmy rozplanowanie, ilość schowków, długość koi. Następnie stworzyliśmy listę naprawdę interesujących egzemplarzy. Co ciekawe, takie same łódki kosztowały w Holandii dużo drożej niż w Anglii czy Grecji. Szybko przekonaliśmy się, że ogłoszenie i rzeczywistość często dość mocno się różnią, a już na pewno pomijają taki istotny fakt jak zapach, a raczej smrodek lub jego brak. Dla nas poszukiwania skończyły się w Cowes na wyspie Wight. Mekka dla żeglarzy, najsłynniejsze maszyny żeglarskie zacumowane w portach, a w barach teamy żeglarskie omawiające treningi. To miejsce robi wrażenie. Na szczęście zrobił na nas wrażenie również nasz przyszły jacht. O zakupie, dokumentach, podatkach oraz o przebudowach i wyposażaniu naszego jachtu do podróży, następnym razem…
Kasia Bruzda-Sinica jest mamą, żeglarką i absolwentką Wydziału Okrętowego Politechniki Gdańskiej.
Wieloletnie doświadczenie inżynierskie zdobyła projektując jachty żaglowe, ale przede wszystkim pracując dla słynnego Feadship’a, gdzie prowadziła projekty najbardziej spektakularnych super jachtów na świecie.
Obecnie wraz z rodziną podróżuje jachtem po świecie, a relacje z podróży zamieszcza na blogu www.whitedogsails.com. Kasia jest stałą korespondentką i autorką portalu nowezagle.pl